Pogoda była dziś taka sobie, zapowiadało sie na deszcz i sądziłem, że nic nie wyjdzie z zapowiadanej przez Pana wycieczki. Pan sprawdził dokładnie prognozę i postanowił jej zaufać. Jak się okazało całkiem słusznie, bo nie padało pomimo sporego zachmurzenia. Jechaliśmy może godzinę, niestety znaczną część nie po autostradzie. Cierpliwie to zniosłem:-)
Dojechaliśmy to małej miejscowości Vossenack. Przeszliśmy przez kawałek tej wsi, potem między polami i łąkami w stronę lasu. Zapachy były fascynujące choć z tego co zauważyłem jedynie dla mnie. Pani i Pan nazywali to "naturalnym nawozem".
Po drodze minęliśmy pastwisko z zwierzętami zwanymi krowami, trochę się zjeżyłem na ich widok, ale Pani kazała mi być cicho.
Sam las obfitował w strome ścieżki, kałuże i świeże pędy trawy.
Bardzo mi się tam podobało, oczywiście z naszej trójki ja miałem najlepszą kondycję:-)
Musiałem na nich często czekać, obserwować czy sobie radzą - nie wybiegałem za mocno do przodu, wolę ich widzieć. Jak mnie wołali, to grzecznie przybiegałem lub siedziałem wyczekująco. No dobra, raz pobiegłem w stronę nęcącego mnie zapachu, lepiej nie napiszę co tam znalazłem, choć Pan od razu poczuł gdy wróciłem..
W całej okazałości moja enzowość na leśnej drodze:
delikatne taplanie się w kałuży:
tu ten kijek z filmu zamieszczonego w poprzednim wpisie:
W lesie nie zawsze biegałem luźno, tam gdzie jest teren pod ochroną psy muszą być na smyczy. Ale mi to nie przeszkadza, bo chodzę wtedy sobie po prostu wolniej. Szedłem z Panem przez taki teren, a Pani była znacznie od nas oddalona( ponoć kontemplowała widoki i przyrodę, ale wg mnie to zwykły brak kondycji!)
Doszliśmy z Panem do takiej ławeczki i Pan odpiął smycz i powiedział abym pobiegł do Pani, potem od Pani znów pobiegłem do Pana, a potem wbiegłem trochę w las, bo jakieś kocie zapachy czuć było. Nie słyszałem, że jedzie jakieś auto, zdziwiłem się więc czemu nagle Pani po mnie przybiegła i złapała za obrożę. Z auta wyszedł jakiś pan w zielonym ubraniu o którym Pan powiedział "leśniczy".
Pomyślałem, że leśniczy to właściciel całego lasu, ale on tylko pilnuje tego lasu, dogląda czy wszystko tam jest jak należy.
Zaraz grzecznie z Panią siedziałem na owej leśnej ławce, smycz przypięta:-)
Leśniczy dał sobie wytłumaczyć, że tylko chwilę luźno biegałem. Pan od razu zagaił go o jakąś drogę, która w 1944 jeździły w lesie czołgi i leśniczy tematu smyczy już nie poruszał.
Widziałem tam w lesie kocura, ponoć to jakieś zwierzę pod ochroną, Pani cały czas twierdziła, że wygląda jak zwykłe kocisko, a nie jakiś leśny zwierzak.
Doszliśmy do domu z którego dochodziły zapachy jedzeniowe
http://www.mestrenger-muehle.de/
Psy były mile w środku widziane i tym sposobem znalazłem sie w sali pełnej różnego rodzaju poroża:-)
Ułożyłem się zadowolony obok krzesła na którym zasiadł Pan i postanowiłem oddać sie regenerującej siły drzemce. Kelnerka mnie takiego drzemiącego zauważyła i poczęła sie rozczulać skutecznie mnie wytrącając z snu. Już mi się leżeć nie chciało, miałem ochotę zapoznać się z wszystkimi innymi gośćmi..Pan jednak dał mi do zrozumienia, że nic z tego nie będzie, zająłem się więc bierną obserwacją.
Inne psy też się pojawiły, ale my już wówczas wychodziliśmy, trzeba było jeszcze dojść do parkingu w Vossenack. Prawie cały czas pod górkę, litościwie zamilczę kto szedł ostatni, moge tylko powiedzieć, że nie byłem to ja:-)
Tutaj już pastwiska w drodze powrotnej, czyli minęliśmy las.
Jeszcze chwila i spotkamy byczki:-)
Bardzo mnie one zdenerwowały, stał taki jeden przy ogrodzeniu i gapił sie bez skrępowania na mnie tymi wielkimi ślepiami, nie wnikam czy to było inteligentne czy też nie spojrzenie..ale bardzo zaczepne!
Odpowiedziałem głośno i wyraźnie, byczek sie trochę przestraszył, ale w sekundzie całe stado przybiegło i tłoczyło się przy ogrodzeniu, krowy chyba nie są skoczne, bo nie próbowały przeskakiwać. Byłem cały napięty, bo teraz gapiły sie wszystkie, a nie tylko ten jeden! Chciałem trochę więcej popyskować, ale Pan zdecydowanym krokiem ze mną przeszedł obok ogrodzenia(heh innej drogi nie było).
Nie uwierzycie, ale wszystkie te zwierzęta szły obok nas, tyle, że za drucianym ogrodzeniem! I ciągle zaczepiały mnie swoimi spojrzeniami..
Zasłużony odpoczynek podczas drogi do domu:
A to leśna "zwierzyna" - omijam, na naszej psiej łące rok temu był milion podobnych ślimaków i tylko raz próbowałem się bliżej zapoznać, ale coś mi nie podeszły i jakieś takie dziwne w dotyku są..
A ten ma domek na grzbiecie:
"Przyjazne" stadko..ta cała grupa biegła przy ogrodzeniu obok mnie, tyle, że dalej już iść nie mogły, to stały i sie gapiły aż zniknąłem im z widoku
zaczepne spojrzenie:
a na koniec leśna roślinność:
tutaj strona o tym regionie gdzie jeździmy do lasu:
http://www.huertgenwald.de/index.htm
Enzo, Ty to masz kondycję! I szczęście - bo to stado wyglądało groźnie...
OdpowiedzUsuńJa te śliskie, małe zostawiam, ale jak po domu kręci mi się maciupeńkie, czarne na kilku nóżkach to załatwiam je jednym liźnięciem chociaż Moi krzyczą "zostaw pajączka!"
Będę tu zaglądał, bo fajny jesteś koleś i przypominasz mi mojego kumpla
Bankier vel Banki