30.06.2011

letnie wieczory

Blog przybrał nowe, letnie kolory. W zasadzie wolę bardziej stonowane, ale latem przecież wszystko jest takie intensywne. Słońce jak świeci, to tak że po 5 minutach spaceru marzę o kawałku cienia, deszcz jak zaczyna lać to tak, że futro mam przemoczone do ostatniego włosa z kity. Na razie mamy chmurzasto-deszczową pogodę, słońce jednak się nie poddaje i jak już się wychyli zza chmur to mocno przygrzewa.
Miałem spory problem z kleszczami, teraz już sytuacja została opanowana. Cieszy mnie to, bo za każdym razem dawałem się nabrać. Enzusiu połóż no się - słyszałem. To kładłem się z oczekiwaniem na porcję misiowania. I nawet tak to przez kilka pierwszych chwil wyglądało, miły dotyk placów na futrze. Potem jednak następowało odkrycie kleszcza i już moja przyjemność się kończyła. Pół biedy gdy był w miejscu gdzie mam dużo skóry, to nawet jestem w stanie nie poczuć, że ktoś mi coś usuwa.. Jednak kleszcz na sznupie, koło oczu, uszu, jąder, w okolicach pachwin mnie troszkę stresuje. Był w minionym tygodniu taki dzień, że znaleziono mi kilka kleszczy, Pan wtedy wydobył skądś taki specjalny preparat i mi nim strzyknął na skórę.
Od tamtej chwili nic nowego się nie pojawiło.
Nadal gubię sierść, najwięcej w domu;-). Też chciałbym, aby się to skończyło, bo nie lubię gdy Pani bierze taka specjalną szczotką i mnie nią niby to czesze. Nic przyjemnego, jakby ktoś grabiami włosy przerzucał, bardzo mnie to irytuje..Ale czasem trzeba wytrzymać takie niedogodności.
Teraz czekam aż w prasie pojawi się zdjęcie labradora Lukasa Podolskiego. Ponoć dostał od żony w prezencie, jestem ciekaw czy czarnego:D

Po tygrysku Daseep (a raczej małej tygrysicy) we frankfurckim zoo są ponownie małe tygrysy! Tym razem Malea (mama tygrysica) opiekuję się młodymi, więc nie ma karmienia butelka przez pracowników zoo;-)
Oto maluchy:
I Malea, ich mama. Ma wielki ten łeb, a wąsiska też niczego sobie, przy nich mój wąsik to wydaje się taki niewielki, jakby był wąsikiem Poirot'a;-).
Więcej zdjęć frankfurckich tygrysków, ja też stąd skopiowałem powyższe zdjęcia.
http://www.hr-online.de/website/radio/hr3/index.jsp?rubrik=66171&key=standard_document_41665897&gallery=1&mMediaKey=mediathek_41625623&jm=1&jmpage=1
A blog Daseep, a właściwie jej tygrysiej koleżanki Tschuny tutaj:
http://www.wolfundtapir.eu/wordpress/?page_id=103
Razem mieszkają w Wuppertal, Tschuna jest syberyjskim tygrysem i jest więc większa od Daseep, choć między jest nimi mała różnica wieku.

28.06.2011

psie zabawy

- Hej, Kama, biegałaś kiedyś po ściernisku?

- No jasne Enzo. Spróbuj jak ja się wytarzać, to przyjemne uczucie, coś jak masaż grzbietu.

- No nie wiem..Mówisz, że to masaż? A może grzbiet Cie swędzi i krępujesz się poprosić mnie o podrapanie? Chętnie Ci Kamusiu pomogę.

- Oj Enzo Enzo. Jakiś niedowiarek z Ciebie. Wyluzuj i po prostu mnie naśladuj.

- Może jednak następnym razem, Takie wierzganie przypomina mi konia od Bolka i Lolka, na pewno Kama znasz taką bajkę.
Czyli wychodzi na to, że koń i pies mają takie same przyjemności. Muszę to przemyśleć.. Teraz lepiej chodź ze mną pobiegać:-)

- Jejku, już nas wołają, dopiero co zaczęła się zabawa.
- Może ich zignorujemy? Wiesz, zabawa w "nic nie słyszałem, las tak głośno szumi, ptaki drą się jak opętane, trawa rośnie":-)
- Ha, ha ale już się na nich spojrzeliśmy..
- No to trzeba podbiec, jest jednak szansa, że coś ciekawego pojawi się za zakrętem.

woda jest najlepsza na upał

Miałem miłe i niespodziewane spotkanie z Kamą. Wydaję mi się, że cieszyła się tak mocno jak ja:-)
Udało nam się poszaleć, a najwięcej radości daje woda. Każda, nawet ta przez ludzi nazywana błotem. Tu jednak było sporo czystej i zimnej wody w której się wygłupialiśmy.
Spacer polegał na tym, że większość trasy przebiegliśmy w strumyku, tzn ja i Kama.
Jak się pojawiało błoto, to my: hop do błota. Strumyk, to do strumyka i już byliśmy czyściutcy jak grzeczne, kanapowe psy. Woda chłodziła a słońce nas suszyło.
Takie spacery to ja chciałbym mieć codziennie!

22.06.2011

przyszło lato!

Już jest lato, zaczęło się dość burzowo. Dzięki temu można było oglądać tęczę.

Ja już czekam na różne psie spotkania, coś tam podsłuchałem i wiem, że mam na co czekać.
Trawa wszędzie piękna, bujna i smaczna, ale w niej czai się mój wróg: kleszcze.
Prawie po każdym spacerze jakiś się do mnie przyczepi i usiłuje mnie wykorzystać. Wiem, że jestem zabezpieczony przed ich trucizną(tak to nazwę), ale sam fakt, że się wbijają w moją skórę mnie denerwuje. Najczęściej mam je w okolicy uszu i na sznupie, np koło oczu.. Ostatnio blisko mojej męskości. Muszę potem cierpliwie leżeć i czekać, aż Pan usunie mi te owady, na szczęście nie trwa to za długo. Pod tym względem to zima jest zdecydowanie lepsza, nie ma żadnych owadów:-)
Jeszcze chciałem pokazać zeppelina, często jego tajemnicza sylwetka pokazywała się na niebie. Wydawał mi się taki dostojny. Niestety miał miejsce wypadek i zeppelin spłonął, pasażerowie, 3 osoby wyskoczyły, ale pilot nie miał już możliwości się uratować.
Dzień przed wypadkiem:

16.06.2011

gdzie się napić?

To bardzo ważne, aby mieć zawsze dostęp do wody. Choć nie powiem "nie" i innym napojom, niektóre apetycznie pachną i chętnie bym ich pokosztował. Jednak zwykła woda na ugaszenie pragnienia jest najlepsza.
Jak jedziemy do lasu to wiem, że zawsze jakaś butelka dla mnie się znajdzie i potrafię się napić i z tzw. gwinta, i z ręki - miska nie jest konieczna.
Najbardziej lubię takie miasta i miasteczka, które mają fontanny i pijalnie uliczne.
Fontanny są dobre, by się ochłodzić, to ogromna przyjemność wejść i moczyć sobie brzuch:-). Sporo fontann jest takich, że nie ma problemu z wejściem do nich, zdarza się, że są zakazy, ale przy wielu nie ma i też nikt nie patrzy krzywo na labradora szukającego ochłody.
Pijalnie uliczne, takie kurki z woda przy których zaznaczono, że to woda do picia.
Poniżej zbiornik w Evian, wiele osób przychodziło tu napełniać puste butelki, nie dziwię się.
Woda bardzo dobra:

W Evian przy głównym deptaku też była możliwość pochłeptania:

To już nowoczesna konstrukcja, ale też nie stanowiła dla mnie problemu. To oczywiście przy Grande Dixence:
Tu i pijalnia i punkt widokowy w jednym;)

Palais Lumiere w Evian, wnętrza interesujące ale ja nie mogłem tam wejść:
A szkoda, bo to miejsce bardzo mi się podoba:
I jeszcze Gruyères, tam chłodzić się nie musiałem, bo deszcz był tak obfity, że aż mi woda z brzucha kapała;-). Ale sznupę zanurzyć w czystej wodzie to całkiem coś innego:)
Picie w takich miejscach mi się podoba, nikt nie narzeka, że pochlapałem okolicę, że zrobiłem jakieś błoto itd. Ja jestem z tych psów, które podczas picia robią trochę zamieszania, okolica miski zawsze wygląda jak bajoro.
Podczas wyjazdów, w terenie jednak sobie radze, te czasy gdy prawie pożarłem miskę w której mi ofiarowano wodę już minęły.. Tak, w kawiarni miły kelner przyniósł dla szczeniaka wody, wszyscy się zachwycali, a ja zrobilem tam wodny pogrom i ta miska tego nie przetrwała. Teraz trochę wstyd, ale to takie błędy szczenięcych lat.

bye Evian

Taaak, fajnie było, ale to już tylko wspomnienie. Do wspomnień będę sobie wracał przed zaśnięciem, albo leżąc na balkonie będę jeszcze raz przeżywał swoje wyjazdowe przygody. No i jeszcze muszę znaleźć czas na myślenie o tym co będzie. Może się tak wydawać, że sobie tym łba nie zawracam, ale to nieprawda. Czasem sobie myślę o tym gdzie pojadę następnym razem, kiedy spotkam swoich psich przyjaciół, czy w weekend będzie leśna wycieczka itd.
To wcale nie jest tak, że pies żyje tylko daną chwilą. Bywa że nawet analizuję swoje zachowanie z minionego dnia. Oczywiście robię to po cichu, sam dla siebie. Czasami bywam dumny z siebie, a czasami muszę sam przed sobą złożyć samokrytykę;-)
Najczęściej mam do siebie pretensję, że dałem się sprowokować do szczekania, że nie potrafiłem się szybko opanować. No albo zjedzenie czegoś czego nie powinienem.. lub narzucanie się niektórym znajomym suczkom. Z tym mam spory problem, jestem bardzo bezpośredni, a chyba powinienem zacząć od jakiegoś small talku, choćby o pogodzie;-)

Jezioro Genewskie w dniu w którym mocno wiało i nocą lało. Trochę groźnie ale i fascynująco.
I jeszcze Palais Lumiere w Evian.
Była w nim interesująca wystawa, ale ja nie zostałem na nią zaproszony, siedziałem sam w hotelu..
Pan jednak mi pokazał na zdjęciu znak, że psy do tego muzeum wchodzić nie mogą, Ciekawe czy do jakiegoś mogą.. jak na razie mogłem wejść tylko do tego gdzie stały wypchane zwierzęta. Do takiego w którym wiszą obrazy nie i coś mi się wydaje, że taki zakaz jest powszechny.
Tak czy inaczej wiele widziałem i wracałem do domu zadowolony i z miłymi wspomnieniami o poznanych osobach i zwiedzonych miejscach:-)

15.06.2011

Gruyères

To jest bardzo małe i ładne miejsce. Wielbiciele sera powinni tam pojechać:)
Do samego miasteczka nie da się wjechać, parking jest przy drodze, potem trzeba troszkę w górę podejść i już się jest w jakby innym świecie. Stare mury, stare, malownicze domy, wszędzie kwiaty, całość jak z obrazka.
http://www.la-gruyere.ch/de/welcome.cfm
W tym dniu pogoda była bardzo zmienna, słońce rzadko się pojawiało, chmury za to szalały - czarne, białe, skłębione. Wg mnie też wyglądało to atrakcyjnie, trochę może groźnie, ale kto powiedział, że zawsze ma być słońce i błękitne niebo?
Na zamek niestety nie mogłem wejść. Zakaz.
http://www.chateau-gruyeres.ch/
Ale za to obszedłem go taką malowniczą ścieżką. Jestem pewien, że malowniczą, bo nagle czarne chmury wszystko przysłoniły, a ściana deszczu która się pojawiła sprawiła, że tempo w jakim zaliczyłem ścieżkę było błyskawiczne.
Miasteczko i zamek jest ściśle związane z tym artystą:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Hans_Rudolf_Giger
Znajduje się tu również poświęcone jemu muzeum:
http://www.hrgiger.com/frame_d.htm

A potem jeszcze wizyta w serowni;-)
Jest to takie dość turystyczne miejsce - sklep z regionalnymi specjałami, restauracja serwująca dania gdzie podstawą jest ser i śmietana gruyere. Restauracja oblężona. Wystawa poświęcona gruyere itd itd.
http://www.gruyere.com/en/home/
Można też przez szybę zobaczyć ogromną spiżarnie gdzie króluje wiadomo jaki ser:-)

Genewa

Genewa przywitała upałem i po wizycie w CERNie, to za bardzo nie chciało mi się spacerować ulicami miasta. Oczywiście to okazywałem;-)
Najfajniejsza wg mnie była fontanna, która eksploduje z jeziora! Interesujący pomysł. Do tej fontanny prowadzi taka wąska ścieżka i jest ona wiecznie pełna. Przynajmniej tego dnia była, wszyscy zmierzali ku wodzie. Tak mi się wydawało, bo ja właśnie taki cel miałem: wejść pod ten zimny prysznić, zmoczyć swoje czarne futro, ochłodzić się.
W połowie drogi większość ludzi wymiękała, chyba dziwiło ich to, że woda może być mokra;-).
My odważnie szliśmy do samego końca i przyznam, że było to bardzo przyjemne uczucie jak wiatr zawiał a krople wody radośnie mnie całego zmoczyły. Panią zresztą też, tyle, że tak mocno słońce grzało, że jej to nie przeszkadzało.
Spacer pod fontannę najbardziej mi się z tego zwiedzania Genewy podobał. Wolałbym sobie poleżeć na kamiennej podłodze w CERNie;-)
Spotkałem różne zakazy, znaki dla psów.
Samo miasto na pewno jest ciekawe, moja przechadzka była za krótka by coś więcej napisać.
Myślę jednak, że przyjemnie jest mieszkać w mieście w którym jest taki bezpośredni dostęp do jeziora, a góry są tak widoczne i tak bliskie.
A obok pracuje sobie cicho Zderzacz;-)

14.06.2011

CERN

Tego to się nie spodziewałem: widziałem CERN na własne oczy! Wprawdzie tylko na zewnątrz plus wystawa dostępna w budynku recepcji, ale nigdy wcześniej nie myślałem, że będę w tym miejscu. Fascynowałem się Wielkim Zderzaczem Hadronów gdy tyle o nim pisano i mówiono, domysły czy doświadczenie jest bezpieczne, co nam grozi itd. Ponieważ nie bardzo jestem w stanie pojąć te fizyczne zawiłości sprawa dla mnie jest jeszcze bardziej tajemnicza i ekscytująca.
I oto nagle jestem tam gdzie to wszystko się odbywa. No dokładnie to wszystko jest pod ziemią, mogę więc powiedzieć, że chodziłem bezpośrednio nad Zderzaczem:-)

Dzień był wtedy bardzo upalny i recepcja CERNu, tzn. tej części która przyjmuje zwiedzających, była miło chłodna. Leżałem sobie na kamiennej posadzce i obserwowałem ruch. Często mnie zaczepiano, ale wyjątkowo nie reagowałem taki byłem rozleniwiony i zajęty swoimi myślami.
Nawet pozowanie do pamiątkowej fotografii było trudne, ale jest i zdjęcie na którym nie ziewam;-)
W końcu poszliśmy pooglądać wystawę. Czego tam nie było! Nawet nie wiem jak nazwać te wszystkie rzeczy, ale niektóre migały, świeciły, kręciły się, a inne były ogromne!
Ciekawe co się robi w CERNie, konkretnie przy Zderzaczu. Ja mógłbym brać udział w takim projekcie, może trzeba co jakiś czas naciskać czerwony przycisk? Albo wpisywać jakiś kod? Byłbym jak Desmond z "Lost", tyle, że nie byłbym odcięty od świata i moja praca mogłaby się przyczynić do Naprawdę Wielkiego Odkrycia.

Tu jeszcze różne rzeczy, które na pewno służyły do czegoś istotnego, teraz można je pooglądać, ale to już dla tych co zapisali się na zwiedzanie. Jest powiem możliwość pozwiedzania, ale trzeba sobie zrobić rezerwację.
http://public.web.cern.ch/public/

po polsku
http://www.fuw.edu.pl/~ajduk/Public/Welcome.html

i o Zderzaczu po polsku:
http://lhc.fuw.edu.pl/

Mam nadzieję, że to nie była moja ostatnia wizyta w CERnie:-)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...