30.04.2013

Śnieżek i Szarotka

To był całkiem zwyczajny dzień, trochę słońca, trochę chmur. Leniwie mijały godziny, jak to przy piątkowym wczesnym wieczorze. Akurat leżałem sobie wygodnie i obserwowałem jak ptaki budują gniazdo. Drzewo jeszcze nie nie było wiosenne, miało wprawdzie pąki, ale były one na tyle małe, że dokładnie widziałem co te ptaki tam tworzą. A muszę przyznać, że pracowały z dużym zaangażowaniem.
I nagle usłyszałem dźwięk, niby już mi znany, ale jednocześnie trudny do sprecyzowania. Poczułem jakiś niepokój, napięcie - co to jest, co się dzieje?? Nic nie widziałem (oprócz aut stojących na ulic - w sensie, że lokalny korek). Ale ten dźwięk się zbliżał, taki stukot..stukot?!/? Tak, to był odgłos końskich kopyt! Hurra, w końcu zobaczę wiosenny przejazd moich sąsiadów- koni bryczką. Tylko czemu jakoś tak szybko i nierówno idą?
Och nie..one biegną, galopują i to jak! I już są pod moimi oknami. Halo, Śnieżku i Szarotko, gdzie.. hmm i już ich nie ma. Nawet nie spojrzały tu do mnie, do góry. Dziwne.
Pobiegły w stronę domostwa Groźnego Mastifa, ale słyszę, że wracają. Znów dziki bieg pod oknami, przez ulicę!, nawrót i już są na drodze do Krowiej Górki.
Wszyscy z pobliskich domów stoją zdumieni w swoich ogródkach i dyskutują, samochody ostrożnie się poruszają. Nigdzie nie widać Siwego Pana, opiekuna Śnieżka i Szarotki.
Chodzę nerwowo pod oknami i nasłuchuję, chwila ciszy i znów słychać kopyta. Konie podbiegają do naszej fontanny i piją, piją i piją..
Stoją i się zastanawiają, jednak zamiast wybrać drogę do swojego domu, jeszcze raz pędzą w stronę Krowiej Gorki.
I w końcu pojawia się Siwy Pan, idzie spokojnie, zaczyna nawoływać - i proszę, Śnieżek i Szarotka się pojawiają i już dostojnie wręcz idą ze swoim opiekunem na swoje podwórko. 
Z chwilę wszystko wraca do normy: sąsiedzi wracają do swoich spraw, auta śmigają o wiele za szybko..
Tylko ja sobie rozmyślam o tym wydarzeniu. Jestem pewien, że była to samowolka:-)
Cieszę się, że wszystko się dobrze skończyło i muszę któregoś poranka zagadać do Szarotki, ona na pewno mi wszystko dokładnie opowie!

29.04.2013

kasztany już kwitną

 Do Frankfurtu też wiosna już dotarła, a nawet mógłbym powiedzieć, że jest tu dużo bardziej zielono niż w Adlikonie. Ale trawa..trawa nie jest taka smakowita jak ta szwajcarska.. całkiem obiektywnie to stwierdzam. Co nie znaczy, że nie objadam się tutaj trawą;-)
Długa zima zrobiła zamieszanie w populacji króliczej, wyjątkowo mało widzę teraz w parku króliczków, choć mam jakieś dziwne wrażenie, że szybko sobie poradzą i znów będzie ich ogromna liczba;-)
 Dni są w większości pochmurne, gdy pojawia się jakaś obietnica słońca to chmury zaraz przywracają porządek. Albo pada, albo jest zachmurzenie. Jeden dzień był naprawdę słoneczny, pięknie było wtedy w parku, wszystkie kwitnące drzewa wyglądały tak uroczo.

Poleżałbym sobie na balkonie, ale do tego musi być tam plama słoneczna. Więc czekam na właściwy dzień, a na razie korzystam z kanapy! Korzystam póki mogę:-)

22.04.2013

kolory kwietnia

Biały, różowy i żółty, to zdecydowanie najbardziej dominujące kolory w kwietniu. Gdzie nie spojrzę tam krzaki złotego deszczu, drzewka z białymi kwiatami, lub kwitnące na różowo.
Jeszcze jak się trafi jakiś słoneczny dzień, to aż morda się sama cieszy.

Ja oczywiście głównie testuję soczystość trawy, trudno mnie od niej oderwać. Może kiedyś, w jakimś wcześniejszym życiu byłem po prostu krową?

Lubię takie widoki, zauważam, że jestem wrażliwy na piękno przyrody i mógłbym ją godzinami kontemplować. Na przykład leżeć sobie na trawie, ale takiej nieskoszonej, gęstej i długiej. W cieniu, który by padał z jakiegoś wielkiego drzewa, mógłby to być orzech włoski. One zawsze są takie rozłożyste i grube. Miałbym widok na drzewka owocowe, rabatki sezonowych kwiatów i grządkę marchewki;-).
Obserwowałbym jak ptaki wiją sobie gniazdka, jak grubiutkie bąki latają pośród kwiatów. Żadnego kota w zasięgu wzroku i węchu, żadnego koguta brutalnie atakującego wiejski bezruch. Zaprosiłbym króliczki do harców na trawie - o nieeeee! moja marchew w niebezpieczeństwie, więc bez króliczków ;-).
W krzakach, też w cieniu miałbym taki mały basen w którym mógłbym sobie brzuch schłodzić i jakąś małą, miękką kanapę, jakby leżenie na trawie mnie znudziło..
Oj być może za mocno się rozmarzyłem, ale mała kanapa w ogrodzie nie brzmi chyba aż tak niemożliwie?



19.04.2013

deszcz szumi..


Po paru bardzo gorących i słonecznych dniach nastał czas na deszczowy - wszystkie spacery w deszczu. Nie, nie narzekam, przecież jak jest gdzieś woda, to sam w nią włażę;-). Dziś też chciałem poskakać po kałużach, ale  Pani zasugerowała mi delikatnie, że to nie jest jakiś super pomysł. mam odmienne zdanie, ale nie wyraziłem go głośno. Aby jednak nie być takim całkiem grzecznym opieprzyłem  zaproponowałem kogutowi by już się tak nie darł. Ku mojemu zdziwieniu kogut chciał prowadzić ze mną jakieś przekomarzanki, ale w końcu wiadomo kto ma większe płuca;-)
Ten kogut kompletnie nie czuje respektu, za każdym razem jak zwrócę mu grzecznie;-) uwagę to on pyskuje. Nawet sprawdziłem w internecie dlaczego on tak kukurykuje  bez końca. Otóż chodzi o te jego kurki. Wysyła wiadomości do innych kogutów, które to powinny ugasić w zarodku swoje zainteresowanie cudzymi kurami. Dobre, bo kogut z kurami mają swoją zagrodę i nie ma technicznej możliwości by jakiś konkurent przyfrunął w zaloty. No ale gadaj psie z kogutem, nie zrozumie..

W końcu drzewa zaczynają wyglądać jak drzewa a nie patyki, czyli pojawiają się liście i kwiaty:


Ostrzeżenie przed żabami, a tak naprawdę ich ochrona. A bociany pewnie się cieszą;-)

I ja, dobrze wyspany, bo co robić jak ten deszcz tak miło szumi? Jedynie odkurzacz wydaje bardziej usypiający odgłos. Zastanawiam się tylko jak długo będzie lało, wieczorem zauważyłem, że nasz strumyk jest jakiś nerwowy, szeroki się zrobił, a jak w nim bulgocze! A jeszcze wczoraj przez niego skakałem i łapy sobie chłodziłem..


żegnaj zimo, czyli Sechseläuten

Wprawdzie osobiście w tym żegnaniu zimy nie brałem udziału - za tłoczno i za gorąco jak dla mnie.  Działo się wiele interesujących rzeczy, a najbardziej podobały mi się kwiaty, które były wszędzie i to w dużych ilościach.
Tegoroczny Sechselaeuten miał prawdziwie wiosenną pogodę przyciągnął więc tłumy. Nad porządkiem czuwała policja, tu na rowerach:
Konie miały przystrojone łby, a wozy dekoracje z kwiatów. Dodatkowo ludzie, którzy szli w pochodzie mogli otrzymać od gapiów kwiatki. I tak praktycznie każdy idący w pochodzie miał w rękach jakąś wiązankę.
Powodzeniem cieszyły się baloniki, kiełbaski, lody i wata cukrowa.
Na jeziorze mnóstwo łódek, rowerów wodnych - przy takiej pogodzie nie było to dziwne, no i w końcu Alpy się pokazały..
A to główny bohater przedstawienia;-)
Bałwan. Jak już cały pochód dotarł do placu na którym był uformowany stos można było zacząć odliczanie. Od momentu zapalenia do wybuchu głowy bałwana - im krótszy ten czas tym lepsze lato.
W tym roku paliło się dłuuugo..
Gdy stos się pali konie cwałują wokół, strzelają petardy i płomienie. Publika stoi daleko.

To bardzo wygodny samochód dla koni, stało na jednym z placów kilka podobnych, ale ten był taki najbardziej elegancki:-)
Trochę informacji o paleniu bałwana TUTAj

12.04.2013

gradobicie

Dziś myślałem, że pójdę się trochę pomoczyć do strumyka, ale niestety nic z tego nie wyszło.
Pojawiły się granatowo - czarne chmurzyska i nawet silny wiatr nie był w stanie ich skutecznie przegonić.
Czy muszę mówić, że mi absolutnie te chmury nie przeszkadzały? Drobny deszcz również nie -  w końcu skoro moczę sobie łapy i brzuch, to i grzbiet mogę mieć mokry, prawda?
Pani miała oczywiście inne zdanie - wprawdzie wpierw nie zwracała uwagi na to, że popaduje, ale w końcu wymiękła. Zaczęło lać jak z cebra - tak się mówi na taką ulewę;-).
Przystanęliśmy pod drzewem, obróciłem się tyłem do Pani, aby nie widziała, że aż mi się wąsiki trzęsą ze śmiechu..
No jak jeszcze wyglądają drzewa? Mają jakieś tam pąki, ale czy one chronią przed deszczem?;-))))
I tak staliśmy chwilę, a deszcz w nas wesoło uderzał.
Nagle krople zmieniły się w małe grudki lodu - przez chwile walił w nas grad. Serio, nie czułem żadnej różnicy, czy to deszcz czy grad. Otrzepałem się raz i po krzyku.

Parę dni wcześniej postanowiłem zbadać strumyk w zagajniku. Na tym odcinku strumyk jest dość wąski, taka strużka w zasadzie, ale stopy da się zmoczyć.
Okolica była nieco błotnista, Pani się osunęła stopa na zboczu i to mnie jak widać bardziej zafascynowało niż strumyk;-))

dzień czekolady, ponoć

Czy to prawda? Poszperałem w internecie i okazało się, że faktycznie dziś był
Dzień Czekolady
Wybrane fragmenty z powyższego artykułu:
Historia czekolady liczy ok. 2,8 tys. lat, choć zaledwie od niespełna 200 lat jemy ją w tabliczkach i bombonierkach. Ludy mezoamerykańskie piły ją nie na słodko, ale na ostro, np. z dodatkiem chili lub innych ostrych przypraw. Służące do wyrobu czekolady ziarna kakaowca były niegdyś środkiem płatniczym, a kawiarnie, gdzie od XVII pito czekoladę, zarzewiem rewolucji.
Czekolada jest dziełem Olmeków - ludu mezoamerykańskiego, który wyginął co najmniej 400 lat przed Chrystusem. Tradycję produkcji czekolady kontynuowali potem Majowie i Aztekowie i inne ludy Ameryki Południowej. Ziarna kakaowca były ich walutą. Najbogatsi władcy mieli w swoich spichlerzach blisko miliard ziaren, bardzo starannie poukładanych. Tymi ziarnami płacono, ale zarazem je pito. Robiły to wyłącznie wyższe klasy społeczne. Plantacje kakaowca utożsamiano ze skarbem i dowodem bogactwa.

(..,)
Rozpowszechnienie czekolady zawdzięczamy Ludwikowi XIV, który w XVII wieku zatrudnił na swoim dworze specjalistów od serwowania kawy i czekolady; za nim zrobili to inni. W końcu XVII wieku w we Włoszech, Francji i Anglii pojawiły się pierwsze kawiarnie. W samym Londynie w pierwszym dziesięcioleciu XVIII było już ich ok. 3 tys., a w Paryżu w czasie wybuchu rewolucji francuskiej ok. 2 tys. W Polsce pierwsza powstała w latach 20. XVIII wieku, za króla Augusta II Sasa.
(...)
Z punktu widzenia składu czekolady, składnikiem ją wyróżniającym jest teobromina - związek chemiczny wyprodukowany przez drzewo kakaowca po to, by bronić się przed zjadaniem nasion przez niepożądanych intruzów. Stąd np. zwierzęta nie lubią czekolady, co widzą np. właściciele psów.

Och, jak to?:-))
Jak gdzieś widzę okruch czekolady, to jasne, że go zjadam. Wbrew temu co widać na zdjęciach, to nigdy nie zjadłem żadnej czekoladki.. Wg mnie czekolada pięknie pachnie i gdyby mnie ktoś poczęstował, to na pewno bym nie odmówił. Wcale bym się nie zastanawiał czy to zdrowe czy nie. Tak naprawdę nigdy nie sugeruję się tym czy coś jest dla mnie dobre czy przeciwnie, może mi zaszkodzić. Przede wszystkim staram się zaufać swoim kubkom smakowym - jak mówią "jedz Enzusiu", to po prostu jem. Potem różnie bywa.. lepiej ten temat zostawić.
A jaka jest najlepsza czekolada? Ponoć szwajcarska! (muszę napisać, że ponoć, bo przecież nie jadłem ani szwajcarskiej ani żadnej innej, okruchy się nie liczą).
Wiem za to, że ważnym składnikiem czekolady jest mleko i nawet mi obiło się o uszy, że to z alpejskich łąk jest pyszne.
Jak już pojawiło się mleko, to mogę zgrabnie przejść do krów:-)
Niebawem się pojawią na łąkach, akurat nie będę miał możliwości obejrzenia ich powrotu, znalazłem jednak filmik jak to mniej więcej wygląda. Oczywiście ten filmik reklamuje Cailler (wiele rodzajów czekolad;-)


8.04.2013

kwiecień plecień




Teraz to pogoda pokazuje na co ją stać! Po prostu kalejdoskop zachowań - od porannego niewinnego słońca i niewinnej chmurki do szalonego wiatru i ulewy.
Mam cichą nadzieję, że do upałów jeszcze daleko, bo właśnie one mi najbardziej przeszkadzają. Futro mi się nagrzewa, a nie zawsze jest w pobliżu cień by się trochę schować.
Podczas jednego ze spacerów spotkałem takie ptaszyska. Oczywiście one były za płotem, dlatego tak spokojnie siedzą, podejrzewam, że może nie za bardzo wiedziały, że je podglądałem;-). Pewnie by się mnie wystraszyły.

Spotkałem też złoty deszcz w pełnym rozkwicie, tak chyba mogę to określić. Żółty, słoneczny kolor aż kłuje z daleka po oczach.
Tulipany też w końcu zaprezentowały się najlepiej jak tylko potrafią.
Jednak jak sobie przypomnę kwiecień z minionego roku czy też jakiś jeszcze wcześniejszy.. cóż, wszystko było już dawno zielone, nawet w Taunusie już małe listki były..
Cieszę się jednak z każdej kwitnącej rośliny, a nawet już są możliwości by nażreć najeść się trawy i smakuje całkiem zadowalająco:-)

Moje codzienne spacerowe ścieżki, Alpy też widać, pomimo chmur (choć lepiej je widać jak się kliknie na zdjęcie)




LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...