27.06.2014

bagietkowy



Po tygodniu spędzonym w Alzacji zyskałem nowy przydomek: Bagietkowy. Sam nie wiem dlaczego akurat tak nagle zwariowałem na punkcie kawałka zwyczajnej bagietki..
Jak sięgam pamięcią wstecz, to mój pierwszy kontakt z tym przysmakiem miał miejsce na stacji benzynowej w Belgii. Pół godziny wcześniej siedziałem na parkingu leśnym patrząc jak inni(z litości dla nich nie wymienię z imienia...) pożerają pyszne belgijskie frytki i jakieś tam kiełbaski. A ja czekałem, czekałem i czekałem. I co? I nic się nie stało, porcji dla mnie nie było, a do Kolonii(czyli do mojej kolacji) jeszcze był kawałek drogi. Moje rozczarowanie było gigantycznie(no..do dziś w końcu to pamiętam!).
Ale po drodze pojawiła się stacja benzynowa i było na niej pieczywo - zostałem obdarowany kawałem bagietki. Smakowało mi bardzo i nawet wtedy pomyślałem, że co tam jakieś frytki, kiełbaski - bagietka to jest TO!
Później zdarzało mi się skonsumować kawałki bagietek i zawsze mi smakowały, jak najlepszy deser na świecie!
Jednak teraz po prostu ogarnęło mnie jakieś bagietkowe szaleństwo, nie wyolbrzymiam. Oczywiście dopiero teraz, z perspektywy czasu jestem w stanie sam zauważyć, że w tej Alzacji, to mnie troszkę poniosło! Ja tam byłem w stanie pół dnia przeleżeć obok kredensu, bo czułem, że leży tam bagietka.. ba, jej malutki kawałek też tak na mnie działał.
Ja siedziałem pod tym kredensem kuchennym i wpatrywałem się w niego jak w jakiś święty obraz zaklinając by stał się cud. Jaki? By tak "coś" się stało i bagietka spadła na podłogę. Przed moją sznupę.
Podśmiewano się ze mnie.."zobacz, Enzo znowu modli się do bagietki", "Enzo znów leży w kuchni z nieobecnym spojrzeniem", itd itd.
Ale ja się tym nie przejmowałem, w końcu codziennie kawałek tego wyczekiwanego smakołyku pożerałem:-)
Obecnie wszystko wróciło do normy, tak mi się wydaje!
Jak wyczuję bagietkowy zapach, to jasne jestem czujny(i czekam), ale już bez tamtego szalonego nakręcenia.
Inna rzecz, że po prostu francuska bagietka jest najlepsza!!

Codziennie rano z Panem szedłem do piekarni w Kaysersbergu. Wpierw rundka po winnicy i wokół zamku, a wracając przystanek pod najmilszym sklepem w miasteczku.
Cierpliwie czekałem zaparkowany przy stojakach na rowery.


Chwila na tarasie, dopóki słońce tam nie zrobiło sauny. Myśli różne się kłębiły. Na przykład: czemu nie mieć swojej własnej wytwórni smakowitego pieczywa?
Tutaj przepis na bagietkę.


Myślałem czy nie zostać na przykład testerem pieczywa? W Paryżu jest przecież konkurs na najlepszą bagietkę, chciałbym zostać członkiem takiego jury!:-)))
Potem już moje rozmyślania rozwinęły się w kierunku kiełbasianym, bo zobaczyłem taki oto szyld:
Taki przerywnik w temacie piekarniczym. Zresztą tematy można połączyć..można też o nim(jedzeniu) rozmyślać bez końca;-)

25.06.2014

Alzacja jest ładna

Alzacja jest pełna kolorów, wesoła i kwiecista. Gdzie nie spojrzeć tam pnie się jakaś zieleń, rosną kwiaty. I nie jest to pojedynczy kwiat, to od razu cała wiecheć dorodnych kwiatów;-)
W słoneczne dni wszystko się tak idealnie komponuje z domami, które w tej części Francji są w różnych kolorach.
Colmar

Colmar

Colmar
Dominują oczywiście takie widoki: winnice, o tej porze roku soczyście zielone.
Miasteczko w którym mieszkałem też bardzo ładne, jak z obrazka, tak można powiedzieć!
Kaysersberg
Kaysersberg
Kaysersberg
Kaysersberg
Kaysersberg
Kaysersberg
Jak widać gdzie tylko można tam stoją donice, skrzynki, zwisają jakieś pnącza. Jak nie dom, to przynajmniej okiennice mają żywy kolor.
Ribeauville



Akurat pełnia sezonu truskawkowo-czereśniowego.


Takie gigantyczne krzaki róż wcale nie potrzebują dużej grządki, trudno aż uwierzyć, że zadowalają się takim skrawkiem ziemi.
Hunawihr

Hunawihr


23.06.2014

bociani zakątek

Prawdziwy raj dla bocianów to Alzacja. Nie da się tutaj nie spotkać bociana, ba całych stad bocianich.
Skąd to wynika? Czemu akurat tutaj lubią mieszkać? Nie wiem:-)
Po prostu bociany lubią ten kawałek Francji i czuja się tutaj bardzo dobrze.
Na stronie Ptasia Wyspa jest ładny opis o alzackich bocianach, polecam!

Prawie każdy wyższy budynek uwieńczony jest bocianim gniazdem, czy to w mieście, czy na wsi. Oczywiście wszystkie miejscówki były pozajmowane;-)
Jednym z interesujących miejsc dla miłośników ptaków może być Centre de reintroduction znajdujące się w miasteczku Hunawihr. Jak widać bociany mają tu pełną swobodę i coś na kształt osiedla;-). Każde drzewo to bociani dom!
Gniazda są ogromne, a w każdym wylegiwały się młode bociany oczekujące na żywność.
Mieszkańcy parku nie są strachliwi, śmiało podchodzą do ludzi i krążą po alejkach i między ławkami.

O wyznaczonej porze można podpatrzyć karmienie piskląt. Pracownicy parku się tym zajmują. Co może dziwić: młody bociek nie ma czerwonego dzioba, ani też czerwonych nóg.
Za to od małego jest ciekawy otoczenia i śmiało się rozgląda. Klekotanie też mu już doskonale wychodzi!


A tu jeszcze dumny przedstawiciel dorosłych mieszkańców przyjaznego ptakom zakątka.


19.06.2014

spacery

Okolica miasteczka w którym pomieszkiwałem była bardzo interesująca. Oprócz winnic miałem w zasięgu łap zamek! Zamek znajdował się oczywiście na małej górce.
Codziennie tam chodziłem. No tak, może i z powodu winnica, ale i cała reszta przypadła mi do gustu.
Wszędzie był spokój, nikt o tej porze tu się nie kręcił. Wszystkie ścieżki i zakamarki były tylko dla mnie.

Zamek królował nad Kaysersbergiem.
Tu widok z górki na miasteczko:
Chwila na odpoczynek i różne przemyślenia:
Uliczki Kaysersberga też tylko dla mnie;-). Pierwszy mogłem zaznaczyć cały teren!
W domu próbowałem czasem korzystać z dostępnego tarasu. Był całkiem spory i wydawał się przyjazny. Jednak prawie zawsze było mi tam za gorąco! Taras nie miał, tzw widoku, był otoczony z 4 stron domami i mogłem się gapić jedynie na podwórko, na którym absolutnie nic się nie działo.
Codziennie jednak sprawdzałem czy balkonowe rośliny dostały odpowiednią dawkę wody.

Czasem nawet w domu nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca do drzemki. Najczęściej wybierałem środek pokoju - tylko dlatego, że tam było coś na kształt przeciągu.

alzackie winnice

  
Cały tydzień spędziłem w pięknej Alzacji. Dwie rzeczy mnie zaskoczyły, niemile niestety. Było zdecydowanie za gorąco dla mnie. Słońce prażyło jak szalone i nawet wieczorem nie odczuwałem chłodu. Najprzyjemniejsze były poranne spacery - chyba wstawałem drugi po piekarzu;-).
No i co najgorsze: nigdzie na krzakach nie znalazłem winogron! Nawet malutkiej kiści! Głupio przyznać, ale przeżyłem w pierwszej chwili ogromne rozczarowanie. Zdaję sobie sprawę, że winogrona muszą mieć czas by się pojawić, ale widząc zielone, obrośnięte liśćmi krzaki mój mózg dodał do tego od razu widok dorodnych kiści. A tu nic, kompletnie nic.
widok na winnice

stoję zaskoczony brakiem owoców

zaskoczony i podenerwowany niecie

oto małe, lupa potrzebna by zobaczyć, winogrona
Każdego poranka jednak wychodziłem na spacer z nadzieją. Ot, taka moja enzowa naiwność, nic na to nie poradzę. W paru sprawach zawsze mam nadzieję na poprawę, choć istnieją logiczne przesłanki, że jest coś niemożliwe. W ciągu nocy nie ma możliwości, aby krzak obrodził w dorodne winogronowe kulki, ale ja potrafiłem tak sobie to wszystko wyjaśnić i wyobrazić, że codziennie tych kulek na krzakach jednak szukałem.
na wszelki wypadek sprawdzę czy czegoś nie ma

f*, nadal pusto!!
Wyobrażałem też sobie, że sam mam taką winnicę i doglądam swoich zbiorów. Codziennie bieg pomiędzy rzędami krzaków, w trawie. Zagadywanie do roślin, widziałem to w jednym filmie - żeby dobrze winorośle się rozwijały trzeba do nich gadać. Odwaliłem więc przez ten tydzień kawał dobrej roboty w imieniu  prawowitego właściciela winnicy obok naszego miasteczka;-)). Ale sprawiło mi to dużą przyjemność!
Poczułem, że łatwo bym się przyzwyczaił do takiego życia: wczesna pobudka, doglądanie winnicy, dumne przechadzanie się pomiędzy rzędami, a potem śniadanie zjedzone jak zwykle z apetytem i zasłużona drzemka aż do południa.
Parę widoków okolicy.





LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...