Poszliśmy z Panią na długi spacer. Miał być treningiem na ładne chodzenie i poszukiwaniami kolorowych roślin:-)
A jak było? Podczas tej godziny co najmniej 50 min padał deszcz, a pod koniec spadło coś co sprawiło, że Pani mówiła słowa: angielskie na "f" i polski odpowiednik "ja p...."..
Z nieba leciało z dużą siłą coś zwane gradem i zacinało na nas od tyłu, Pani miała całą bluzę i spodnie w chwili przemoczone, a ja kupkę tych lodowych kulek na swoim grzbiecie. Dobrze że mam podszerstek i nie czułem się aż taki przemoczony:-)
Ale zdecydowanie szybciej szliśmy w stronę domu. W domu Pani wytarła mnie w mój frotowy szlafrok i zadowolony udałem się na odpoczynek na nowym kocyku położonym na mojej kanapie.
Spacer był ciekawy, w miarę nowa trasa i starałem się zostawić mój ślad pod niektórymi drzewami i krzaczkami, nowe zapachy po drodze, to mnie trochę rozpraszało więc jakoś idealnie nie szedłem.
Mój rekin poszedł do prania, przyuważyłem go w wannie, jak wyschnie to będzie jak nowy:-)
Wyleguję się na nowym kocyku, tylko dlaczego on jest w małpy??(wczorajsze zdjęcia)
Ulica na której są same drzewa z różowymi kwiatami, jak widać, jeszcze się nie rozwinęły całkiem, ale już wygląda ładnie. Tyle, że dziś bez słońca, z deszczem w tle:
tutaj na pniu drzewa tak dziko wyrosło:
Świeża trawa, warto skosztować:
Pani twierdzi, że to niezpominajka, nie wiem, nie kosztowałem:
Szybciej, szybcieeeeej
atak gradu:
Ale jestem wykończony, kocham swoją kanapę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
napływ spamu spowodował, że została włączona moderacja, prosze o wyrozumiałość