Co to się porobiło!
Od samego rana padał śnieg. Jest to dla mnie zawsze coś nowego, bo śnieg to ja rzadko widzę i czuję. Najwięcej do czynienia ze śniegiem miałem jako szczeniak, mieszkałem wtedy jeszcze z mama w Aresibo i zima była konkretna.
Teraz już pora późna, a śnieg nadal leci z nieba. Bardzo mnie on rozprasza i jak wychodzę na dwór w celu załatwienia swoich potrzeb fizjologicznych, to bardziej zainteresowany jestem śniegiem, ryciem, nozdrzowaniem, niż jakąś tam fizjologią:-)))
Tak właśnie wyglądało to około godziny 23-ciej.
Rano Pan całkiem wytrącił mnie z tradycyjnej drzemki pośniadaniowej. Zaczął przygotowywać na obiad kaczkę. Zauważyłem, że taka kaczka potrzebuje by dużo czasu jej poświęcić.
Rano nacieranie, wylegiwanie się potem w brytfannie na balkonie, popołudniu podpiekanie i doprawianie różnymi specyfikami. Potem duszenie z kapustą czerwoną. Trwało to i trwało, że też ludziom chce się tyle czasu zajmować przygotowywaniem posiłków. W zasadzie cieszę się, że ja nie muszę bawić się w kucharza tylko zawsze dostaję do miski już gotowe do zjedzenia. Ewentualnie coś tam jestem w stanie sam znaleźć sobie na ulicy, ale to nie wzbudza entuzjazmu:-)
Dziś odwiedziłem wspaniały las! Wielkie drzewa, cisza, dzika zwierzyna, którą czułem, a którą Pani ponoć widziała, mnóstwo śniegu i smakowita leśna trawka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
napływ spamu spowodował, że została włączona moderacja, prosze o wyrozumiałość