3.09.2008

samokrytyka

We wtorek byliśmy zobaczyć jak idą roboty budowlane w Frankfurcie.
Droga minęła mi spokojnie, właściwie ją przespałem. Na miejscu zwiedziłem dużą łąkę z której chyba w przyszłości będę korzystał. W oddali widziałem nawet jakieś jeziorko więc zapowiada się atrakcyjnie. Podjechaliśmy na miejsce budowy:
Tu z Panią czekam na przedstawiciela firmy budującej. A stoimy na naszej przeszłej ulicy:-)
Za tym płotem trwa budowa, prowadziłem nawet obserwacje, bo ciągle coś tam się działo. A to jakiś dźwig coś przenosił, a to panowie jakieś interesujące rzeczy nosili, stukali, szurali, krzyczeli do siebie.

W końcu przeszliśmy do baraku na rozmowy, ja też. Do pokonania były metalowe schody, trochę dziwne i niezachęcające ale wszedłem za Panem automatycznie.
Na górze było biuro, wszyscy siedzieli przy dużym stole a ja pod stołem.
Panowie na początku cmokali na mnie i coś tam zagadywali, pochwalili też moje błyszczące futro. Zapytali się Pana ile jem jajek. A ja rzadko kiedy jem jajko, często do jedzenia dostaję łyżkę oliwy z pestek winogron.
Zaczęła się dyskusja o prądzie, kablach i innych rzeczach które mnie raczej nie interesowały. Starałem się dyskretnie obwąchać za to nogi tych obcych panów. Nawet jednemu trochę się na nodze ułożyłem, a on udawał, że nic się nie stało.
Po jakimś czasie trzeba było zejść do biura na dole, niestety sprzeciwiłem sie temu.
Wspomniane metalowe schody mnie przeraziły, one były takie ażurowe i wydawały mi się jakieś niestabilne. Obok nich była wąska deseczka i postanowiłem zejść po niej. To nie był dobry pomysł, bo deseczka była szerokości mojej jednej łapy.
Ostatecznie Pan mnie zmobilizował i pomógł zejść, ale wolałbym już nigdy nie mieć do czynienia z takimi schodami.
Rozpoczął się pokaz kafli, gniazdek elektrycznych, umywalek, klamek i tego typu rzeczy. Pani i Pan sprawnie sie decydowali, ale pan kierownik o wszystkim dużo mówił i moja psia cierpliwość sie kończyła. Wykonałem więc głośny i donośny ziew. Wszyscy go zauważyli, ale nie skróciło to spotkania.
Pani dala mi wołowe uszko do pogryzienia, ale tylko chwilę się nim zająłem.
W końcu Pani ze mną poszła pospacerować.
Myślałem, że jedziemy już z powrotem, ale okazało się, że podjechaliśmy do dzielnicy Sachsenhausen. Tam czekała na nas Jagoda z Niną.
I cóż powinienem zakończyć w tym miejscu moją relację, bo od tego momentu byłem ponoć nieznośny:-)
Nawet spacerowanie przy super fontannie nie pomogło. Fontanna tam jest naprawdę fajna i podobało mi się, ale chciałem wrócić do kawiarnianego stolika. A jak już wróciłem to od razu zachowywałem się tak, jakbym nie chciał tam być.
W dodatku nagle spod innego stolika wyskoczył mały piesek, który intensywnie począł na mnie szczekać. Postanowiłem mu odpowiedzieć. A on nie chciał przestać, to ja też..
I później to już wszystko mnie denerwowało i zrobiłem festiwal mojego szczekania.
W ten sposób dość błyskawicznie znaleźliśmy się w samochodzie.
Po 5 minutach spałem kamiennym snem.
W domu zjadłem, napiłem się, wlazłem do Pani na kanapę i spaliśmy tak jakiś czas:-)

Trochę żałuję, że cierpliwości mi wczoraj na cały dzień nie starczyło, tłumaczę to sobie tym, że miałem słabszy dzień.
Dobrze, że przynajmniej podczas spotkania na budowie nie wypadłem najgorzej.

Tu widok na część domu w którym nasze mieszkanie będzie.

3 komentarze:

  1. Enzo, w moim bankierskim odczuciu - nie jest źle z tym Twoim zachowaniem - pewnie to chwilowe, tym bardziej że skladasz samokrytykę ;))
    Spacer miałeś cudowny i jacy fajni kolesie, a dziewczyna cuuudowna!

    Takiego psa, jak Pingo nigdy nie widziałem - nie wiesz jaka to rasa?

    OdpowiedzUsuń
  2. nie wiem czy Pingo jest wielorasowcem czy przedstawicielem jednej rasy:-)

    wiesz bankier, ja tam uwazam ze zawsze sie dobrze zachowuje, ale czasem sa oczekiwania by nastapila samokrytyka:D

    OdpowiedzUsuń

napływ spamu spowodował, że została włączona moderacja, prosze o wyrozumiałość

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...