Przez jakiś czas jechało mi się przyjemnie, ale nagle zrozumiałem co się wydarzy: jazda górskimi serpentynami!
Pomyślałem, że trudno, trzeba to jakoś wytrzymać, na pewno miejsce do którego zmierzamy będzie piękne i to wynagrodzi mi te zawirowania na zakrętach:)

Zatrzymaliśmy się w jakiejś małej miejscowości, już chciałem wysiadać, ale okazało się, że jeszcze chwilę trzeba jechać. Choć Pani i Pan z kimś się przywitali, więc wydedukowałem, że będziemy mieć spotkanie z kimś nowym. Od razu zacząłem się zastanawiać kto to będzie, czy tam gdzie jedziemy mieszka pies, a może kot?;-).
Ten kawałek drogi minął błyskawicznie, nie miałem więc czasu na jakieś głębsze analizy, Pani jeszcze mi rzuciła: pamiętaj Enzo, zachowuj się jak trzeba!
Ha, różnie to jednak można interpretować, więc stwierdziłem, że będę po prostu sobą.

Teraz mi trochę głupio, lepiej nie drzeć się tak na wstępie.
Zaraz też podszedłem zapoznać się z nowymi osobami, była to Holly http://www.dziennikparyski.com/ i jej rodzina.
Wszystkich trochę powąchałem, trochę(niestety) poobskakiwałem, dałem się pogłaskać. I pobiegłem rozpoznać teren. Krzaki, drzewa, trawa, kuchnia;-)
Wszystko mnie interesowało i chciałem być wszędzie: w kuchni zapachy, w ogródku grill, a także wielka piłka. Parę razy udało mi się ją upolować, ale Pani mi wyjaśniła, że to nie jest psia piłka.
Holly zaprowadziła nas na szlak. Sentier des Sens -bardzo ładna nazwa.
http://www.latzoumaz.ch/en/ete/detail.php?idContent=520
Ścieżka zaczynała się od małego muzeum. Parę drewnianych domków, a w środku różne niespodzianki na mnie czekały. Zaskakujące spotkania. Wpierw zauważyłem ptasie figury, ale stały jakoś nieruchomo i nie były wystraszone tym, że się kręcę po pomieszczeniu.
Pomyślałem, że to takie ptaki-zabawki, a tu nagle usłyszałem ich głosy, zamurowało mnie. jeden skończył swoje ćwierkanie to inny zaczynał. A wszystkie chwaliły się jak to wspaniałe jest mieszkać w Szwajcarii.
Jeszcze nie zdążyłem rozwikłać tej ptasiej zagadki, a już w kolejnym pomieszczeniu poczułem się jeszcze bardziej zbity z tropu:

Okazało się, że to wypchane zwierzęta. Kiedyś były żywe, biegały po alpejskim lesie, ale gdy ich czas się skończył zostały muzealnymi eksponatami.
To jak Szarik z Pancernych!(czytałem o nim w internecie).


Potem to już była tylko trawa, woda, trawa, woda;-)
Czasem na smyczy(nakaz), a czasem swobodny bieg.


Wtedy myślałem o tych krowach, które w tej okolicy żyją, są słynne, z ich mleka robi się przecież ser gruyere.. http://www.globtroter.org/gruyere.html
O nim jeszcze wspomnę w innym wpisie.




Z podwórza jest jeden z najpiękniejszych widoków górskich jakie widziałem. Widać Alpy, w dole jest dolina Rodanu, wszystkie miasteczka widać jak na dłoni. Można tak stać i patrzeć bardzo długo. Ja oczywiście oprócz kontemplowania widoków pilnowałem tego co się dzieje przy grillu. Starałem się jednak trzymać odpowiedni dystans, aby nie wyjść na jakiegoś łakomczucha. Czułem apetyczne zapachy, popróbowałem różnych sztuczek(mina typu głodny pies, magnetyzujące spojrzenie po którym ręka z widelcem zadrży itd).
Zamiast czekoladowego kremu (do tej pory słyszę nad nim zachwyty), czy też przypieczonej kiełbaski dostałem wielką kość:


Czas mijał i czułem się już dobrze zaaklimatyzowany, w dodatku usłyszałem tyle miłych słów o sobie. Aż mnie duma rozpierała, bo kto nie lubi usłyszeć czegoś dobrego o sobie?
Nawet słysząc jakieś ruchy w zaroślach zainterweniowałem, wyczułem, że to jakaś leśna zwierzyna i dałem jasny komunikat: dziś ja tutaj pilnuję, podwórko pod ochroną.
Żal mi było wyjeżdżać, bo takie miejsce jest wprost idealne dla mnie. Las, woda, góry, spokój, przestrzeń. Ale cóż, na razie pozostaje miejskim labradorem, a ciche zakątki mam podczas wakacji, nie mogę narzekać. Cieszę się z tego co mam, taki pozytywnie nastawiony do wszystkiego jestem i zamierzam być.
Holly, miło mi u Was i z Wami czas minął, a może kiedyś na tym ładnym podwórku będzie biegał Wasz pies, wiem, że byłby szczęśliwy.
Witajcie! Wspaniały post ze wspaniałej - kolejnej wspaniałej podróży. jesteśmy szczęściarzami, że w tak cudnych miejscach pamiętaliście o nas. OGROMNIE DZIĘKUJEMY ZA KARTKĘ!!! Enzo - jesteś wspaniałym Towarzyszem podróży przez wielkie T. Oj , krajobrazy zapierają dech w piersiach , a te wypchane zwierzaki - to dopiero były atrakcje prawda ?
OdpowiedzUsuńfantastyczne zdjęcia i jak zawsze świetnym piórem spisane przygody, moc serdecznych pozdrowień załączam
Enzo, toż to była wielka dla mnie radość gościć takiego pięknego i dobrze wychowanego psa. Ciesze się niezmiernie, ze ci się podobało, ja tez spędziłam bardzo piękny dzień. I przyznam Ci się tylko, iż myślałam, ze kostka-to do zabawy, tymczasem ty ją po prostu w trzy sekundy połknąłeś! Jesteś niesamowity. Zycze wielu pięknych podroży i mam nadzieje, ze się jeszcze spotkamy. Mozę znów w Valais?
OdpowiedzUsuńEnzo, ale wspaniala wycieczka!
OdpowiedzUsuńTo ja, Aron :)
Ivon, takie sztuczne zwierzeta sa bardzo..zaskakujace. moj nos nie byl pewien jaki mi przekazac komunikat;-))). A widoki w gorach sa przepiekne i nawet zdjecia nie sa w stanie ich oddac..
OdpowiedzUsuńHolly, bardzo Ci dziekuje za mile slowa na moj temat, Pani uwaza, ze moglem jednak byc grzeczniejszy. Ja nie wiem czy to mozliwe;-) Mam nadzieje, ze jeszcze pojade do Valais i bede mogl sprawdzic czy lisek nadal mieszka w tym drewnianym domku;-)))
pozdrawiam, Enzo