31.08.2010

Kama u mnie


Czekałem i czekałem, aż w końcu Kama wróciła.
Tydzień na to czekałem, ale warto było. Miałem wrażenie, że cieszy się na mój widok. W dodatku wróciła smuklejsza, pewnie holenderskie jedzenie jej nie smakowało;-)))

Kama nosiła moje maskotki, a mi to wcale nie przeszkadzało, przeciwnie - cieszyłem się, że jej się spodobały. Mi za to spodobały się zabawki Julki. Klocki idealnie mieściły się w mojej sznupie, a inne zabawki wydawały intrygujące dźwięki po naciśnięciu. To mnie trochę onieśmielało, więc delikatnie je brałem i niczego nie zepsułem.

Chodziliśmy razem na spacery po naszym parku, Kamę wyraźnie fascynowała ilość królików, ale to mnie nie dziwiło. W końcu kiedyś każdy królik wydawał mi się wart zainteresowania, za każdym chciałem biec..
W domu, gdy była ładna pogoda, to leżeliśmy sobie wśród roślinności na balkonie.
Gdy zostawaliśmy sami(a bywało i tak), to niestety: każdy z nas był w innym pokoju.
I to niestety przeze mnie, a raczej przez moje amory.
Wykorzystywaliśmy ten czas na spanie. Haha, miałem potem dużo energii i chęci by ją jakoś konkretnie spożytkować.
Kama leży pod stołem, ja obok, Kama przy kanapach, ja też, Kama w przedpokoju to i ja tam idę..
Jak tak leżeliśmy w jednym miejscu, to zawsze starałem się tak ułożyć, by choćby końcem łapy jej dotykać. Wtedy zawsze mi się dobrze drzemało.
Już taka historia jak przed tygodniem nam się nie przydarzyła.
Szkoda:D
Ale nie powiem, że nie próbowałem upolować jakiegoś smakołyku..
Jak widziałem drzwi pokoju Kamy otwarte, to cichcem tam wchodziłem i szperałem nosem po torbach naszych gości.
Raz odkryłem Julki biszkopty, ale w tym samym momencie mnie grzebiącego w torbie odkryła Pani i musiałem udawać, że " to nie jest to co myślisz".
A tutaj też nas ktoś przydybał na gorącym uczynku:
Oglądam te nasze zdjęcia i smutno mi, że znów zostałem sam. No z Panią i Panem, wiem że to dużo, ale z innym psem jakoś mi weselej. Tyle różnych rzeczy się wtedy dzieje..

Taunus z Kamą



Jak wcześniej wspominałem, Kama wracając ze swoich wczasów miała mnie ponownie odwiedzić.
Oczywiście napiszę jak było, teraz tylko krótki film z naszego wypadu w Taunus.
trudno mi uwierzyć, że jeszcze wczoraj rankiem tak sobie biegaliśmy..
Dziś Kama biega już po swojej okolicy, teraz pewnie śpi, ciekawe czy mnie wspomina?;-)

Na tym krótkim filmie widać, że byłem dość natrętny, chciałem być grzeczny, dżentelmeński itd., a wyszło trochę inaczej. Ale.. naprawdę się starałem;-)

poniedziałkowy poranek w lesie

Przyjechaliśmy bardzo wcześnie. W lesie było pusto i ciemno. Utrudniało to zrobienie dokumentacji naszego spaceru, więc zdjęć niewiele, a film jeden.. Lepsze to niż nic:-)

Ponieważ ostatni tydzień dość deszczowy, to i w lesie sporo kałuż i błota. A my obydwoje lubimy takie klimaty, co zresztą widać na zdjęciach.
Nie wiem o czym akurat w tej chwili myślałem, że się aż oblizywałem..
(zrymowało mi się! i to nieświadomie.. co to może oznaczać??)
Lekko zanurzone w kałuży zgrabne nogi:

Idą labradory, czyli II Parada Labradorów w Warszawie



zdjęcia z tegorocznej Parady Labradorów:
http://www.paradalabradorow.pl/newest/

W głowie mi się to nie mieści, że w jednym miejscu było aż tyle labradorów!
Podejrzewam, że paru znajomych bym spotkał..może Placka, może Chatka i tych wszystkich mieszkających na tyle blisko, że przyjechali do Warszawy.
Widziałem krótki reportaż w tv i tylko mogłem sobie wyobrazić jak setki labradorów wesoło sobie maszerują ulicami, obwąchują się wzajemnie, zawierają znajomości, bawią się..

23.08.2010

psie miny

Dziś bardzo deszczowo i burzowo. Jak padało to tak, że nic nie było widać. Za to wieczorem się przejaśniło i pokazała się optymistyczna tęcza.
Przynajmniej dla mnie tęcza zawsze jest czymś pozytywnym. To widok z balkonu.

Teraz parę zdjęć jak może wyglądać tzw. psia biedność(Nero und Murphy: Arme Hund;-))).
I wcale nie chodzi tu o biedę w ogólnym tego słowa znaczeniu..
Tylko o wyraz pyska, który ma rozmiękczyć ludzkie serca:-)
Tutaj niby sobie zwyczajnie siedzę na balkonie, ale widać, że pies smutny i zamyślony, może to wzbudzić niepokój, może pocieszyć jakimś smakołykiem?
Choć widać, że Pani to zamiast pogłaskać robi zdjęcia, a Pan na pewno by pomyślał, że trzeba mi wyczyścić uszy..

Albo to spojrzenie..do tego zwisające fafle. Można przytulić takiego labradora od razu, a on z wdzięczności zaraz się położy na plecy i pozwoli misiować (massieren,streicheln) po brzuchu.

Moje legowisko Pani prała, ale jego środek, wnętrzności leżały sobie w sypialni. Ja niecierpliwie czekałem, aż legowisko wyschnie, bo na zastępczym było mi za twardo jakoś;-)
Poszedłem więc do sypialni i ułożyłem się ostentacyjnie na tym co tam było, Pani zrobiło się chyba głupio, bo uwinęła się z robotą. Muszę jednak przyznać, że moje miny najbardziej działają na osoby inne niż Pani i Pan, oni mnie chyba za dobrze znają i wiedzą, że czasami próbuję nimi manipulować.
;-)

jak niedziela to Taunus

Po tych wszystkich emocjach żywnościowo-żołądkowych w niedzielę pojechałem do lasu. Wprawdzie po obżarstwie żaden ślad nie pozostał, figura moja nadal jest jak trzeba, ale spacer był potrzebny.
Cieszyłem się bardzo! A w dodatku las oferował wiele miejsc z błotem i kałużami.




20.08.2010

worek z jedzeniem

Tytułowy worek z jedzeniem należał do Kamy.
Tak, Kama była u mnie. Nie za długo, ale ile przez ten czas się wydarzyło;-)
Ja czułem, że ktoś się pojawi, bo moje legowisko zostało przełożone do sypialni. Jakoś mnie to nie zmartwiło, bo przynajmniej mogę Pana zbudzić wcześnie rano;-)))
Ale do rzeczy: w środę rano Pani wyraźnie kogoś wyczekiwała, więc drzemałem czujnie, a jak tylko szła na balkon, to ja za nią.
Opłaciło się, bo w którymś momencie wyczułem jakieś znajome zapachy...
Kama choć pierwszy raz była u mnie we Frankfurcie, to od razu wiedziała gdzie iść. Przywitałem ludzi, ale naprawdę błyskawicznie, bo wiadomo, że najbardziej cieszyło mnie, że jakiś pies do mnie zawitał. W dodatku płci żeńskiej;-)
Kama też się cieszyła, ale okazywała mniej entuzjazmu niż ja, a może po prostu uważała, że powściągliwość jest wskazana?
Z perspektywy czasu muszę przyznać, że baaaardzo się narzucałem tego pierwszego dnia. Pani mi to mówiła, ale ja jej nie słuchałem.. Łaziłem za Kamą krok w krok, zaczepiałem, a ona dawała mi sygnały, że nie jest zainteresowana moimi amorami.
Na moim miejscu każdy by jednak próbował: goldenka, dorosła, z pięknym futrem i łagodnym spojrzeniem, nęcącym zapachem..
Uspokoiłem się dopiero popołudniem, ale łatwe to nie było. Pomógł wspomniany na wstępie worek z jedzeniem. W moim pokoju nocowała Kama, jej Pan poukładał tam wszystkie ich bagaże. Ja czasem wpadałem tam, aby zrobić rozeznanie co w tych torbach jest;-), takie tam małe, psie wścibstwo. Za którymś razem odkryłem, że w jednej z toreb pachnie psią karmą...
Parę razy szturchnąłem ową torbę nosem i objawił się mi róg obfitości.
Kto by z tego nie skorzystał?
Posiliłem się, przyszła Kama, to jej pokazałem i pozwoliłem trochę podjeść, w końcu to jej jedzenie było. Ona z chęcią wykorzystała okazję. Potem jakieś tam ludzkie odgłosy nas spłoszyły.. Ale przyznaję się: poszedłem jeszcze raz poskubać tej karmy.
Potem poszliśmy do parku. Pokazywałem Kamie co i jak, doszliśmy nad jezioro i tam jakoś tak wyszło, że wszedłem z Kamą do wody.
(tak, wiem, że tam nie wolno, bo woda nie jest za dobra..)
Od razu popłynąłem na środek jeziora, Pan coś tam wołał, ale starałem się skupić na tym jak przyjemnie się pływa. W końcu jednak zawróciłem i zgodnie z poleceniem Pana wróciłem do brzegu.
Wróciliśmy do domu brudni, ale zadowoleni. Za to Pani miała minę nie okazującą radości.
Ale to wszystko nic..
Pan Kamy powiedział, że dziwne że Kama nie chce zjeść wafelka, który spadł Julce.. i ruszyła lawina.
Wszyscy zaczęli się zastanawiać jak to możliwe, bo Kama takich okazji nie przepuszcza.
A mój Pan powiedział, że jakoś tak wyjątkowo dużo afterowałem*. I jak to w takich sytuacjach bywa, od słowa do słowa, od nitki do kłębka czy jak tam to się mówi..
Odkryto naruszenie zapasów psiej żywności.
Pożarte zostało ponad 2 kg (no cóż powinienem napisać, że w większości ja to zrobiłem).
Karma była "light", jeśli to jakieś pocieszenie.
Wszyscy patrzeli na nas (psy) z wyrzutem, no oprócz Julki, ale ona chyba nie rozumiała powagi sytuacji:-). Od razu poczułem jak nielegalnie zdobyte jedzenie pęcznieje mi w żołądku i jak zaczyna mnie suszyć.
Piłem więc i piłem, zdążyłem tylko usłyszeć, że nie ma co liczyć na wieczorną miskę. I nie zmartwiłem się tym wcale.
Czułem tylko chęć uwolnienia się od tego co zalegało mi w żołądku, jelitach. W nocy męczyły mnie gazy:(, na szczęście uwalniałem je podczas snu, to niedobrych zapachów nie czułem.
Rano kontynuowałem ów proceder, a wyglądałem i tak jak beczka.
Cały czwartek ścisła dieta, czyli woda bez ograniczeń.
Buntu nie było;-)
Nawet nie próbowałem Julce niczego z ręki podebrać, choć jest to łatwe, bo ona jak idzie, to ręce ma na wysokości mojej sznupy.
Parę razy jej zabawki brałem do pyska, ale tego "nie wolno", więc przestałem.
Teraz Kama ze swoim Państwem wypoczywa nad morzem, ale jeszcze do nas przyjedzie w drodze powrotnej. Czekam z niecierpliwością:-)
Znów sobie poleżymy razem na balkonie, pobiegamy po parku, może nawet w Taunus pojedziemy...
Poza tym pierwszym dniem gdzie byłem nachalny, to tworzyliśmy zgodne stado: goldenka i labrador.
Dokumentacji fotograficznej brak, dziwne i w zasadzie nie wiem jak to możliwe;-)

*oddawanie stolca

15.08.2010

nowa maskotka



Dziś niestety nie pojechałem do lasu, nie dlatego, że cały dzień padało. To przecież żadna przeszkoda.
W ubiegłym tygodniu dostałem szczepionkę i przez ostatnie dni mam coś na kształt skutków ubocznych. Momentami czuję jakby ścierpniętą tylną łapę i przez to trochę źle chodzę. Dlatego od piątku mam raczej spokojne spacery. Dziś już mi się poprawiło, ale nie do końca.
W zasadzie to ja mam chęć na zabawę i biegałbym za piłką, ale nikt nie chciał mi jej kopać. Nic mnie nie boli, jem normalnie, jestem wesoły i skory do figlowania.
Ale i tak dostałem na pocieszenie nową maskotkę. Piesek w łatki;-)
Bardzo się ucieszyłem. Pani powiedziała, że to zastępca dzikiej świni. Hmm, faktycznie, trochę źle potraktowałem świnie, odgryzłem jej ryj i rozprułem brzuch..A to czym była wypchana potem po całym mieszkaniu się plątało.
Pieskowi łaciatemu też pewnie coś odgryzę, bo każdą nową maskotkę muszę jakoś "zaznaczyć":-)
A tu ja z większością mojego zwierzyńca:

13.08.2010

zwierzęta

Dziś oglądałem program w tv, było to takie jakby reality. A akcja dzieje się we frankfurckim zoo i takim innym parku dla zwierząt w okolicznym miasteczku (Kronberg w Taunusie).
Całość trwa dziennie z jakieś 20 min?, no coś koło tego;-)
Można zobaczyć jak zwierzętami zajmują się opiekunowie, lekarze. Ile takie zwierzęta jedzą, jak się dba o ich miejsce zamieszkania. No a przede wszystkim mogę z bliska zobaczyć jak wygląda np wielbłąd, żyrafa czy też słoń. Fakt, ich zapachu nie czuję, ale słyszę z głośnika ich odgłosy, czasem taaakie dziwne!
Już widziałem jak żyrafa rodzi małą żyrafę, jak słoniowi czyści się stopy, jak maleńkie gepardy były ważone(piszczały jak koty), a łoś miał czyszczone uszy dokładnie w ten sam sposób co ja!
To mnie zdumiało, łoś jest wielki, ogromny. A leżał sobie grzecznie i opiekunka mu miękkim papierem czyściła ucho, a on tylko zerkał, ale pozwalał sobie tak grzebać w uchu.
A to ucho takie śmieszne, jak tulejka. W zasadzie takiego łosia to chyba miałbym szansę spotkać w jakimś lesie?
Cóż, znając moje szczęście to akurat bym spoglądał w inna stronę.
Już tyle saren i jeleni obok mnie przeszło, a ja się kapnąłem jak smuga zapachu po nich została.. Raz nawet dziki przebiegły(wielka pani dzikowa i stadko małych), a ja stałem tyłem a wiatr wiał w inną stronę to i nie wyczułem i nie zobaczyłem.
Zastanawiam się jakie zwierzęta widziałem: koty i króliki to wiadomo. Liska, jeże, bociany(chyba ptaki takie duże się liczą) wiewiórki, krowy i konie (oj ale wtedy szczekałem).
Hm, nigdy "na żywo" nie widziałem świni.
Ponoć lepiej dla mnie, że taką dzikową nie spotkałem się 'face to face".
Ale łoś mi się dziś w tv podobał, jego spokój i łagodne spojrzenie.

Skóra żyrafy.
http://www.zoo-frankfurt.de/
http://www.opel-zoo.de/

z tych miejsc zawsze jest wspomniane reality, ja mogę tam być jedynie wirtualnie;-)

z minionej niedzieli

W niedzielę miało padać i Pan stwierdził, że pewnie w lesie będzie mało ludzi. I tak w sumie było.
Miałem wiele radości z biegania, wąchania różnych śladów zostawionych przez obcą mi zwierzynę, szarpania soczystej trawy.
W pewnym momencie zrobiło się ciemno, zaszumiały liście na drzewach. Byłem pewien, że to ten zapowiadany deszcz, a może nawet i burza?
No i spadło jakieś 15 kropel letniego deszczu, wiatr przewiał czarną chmurę i znów było słonecznie i wesoło.

12.08.2010

tłumacz bloga

Postanowiłem dodać na blogu ułatwienie dla osób nie znających języka polskiego.
Można przy pomocy google translate przetłumaczyć sobie to co napisałem. Wydaje mi się, że czasem tłumaczenie nie jest stuprocentowo poprawne, no ale nie mam na to wpływu;-)
Mam nadzieję, że po takim tłumaczeniu moje notatki nadal będą sensowne..
Niestety w opcjach googla nie ma języka psiego, a wiadomo, że my psy oprócz języka naszych opiekunów mamy jeszcze swój własny.
I tu jest ciekawa rzecz, bo my te ludzkie języki rozumiemy, a nasz psi jest zrozumiały tylko dla nas(psów)!

7.08.2010

co w trawie piszczy

Myślami jestem już przy jakimś wyjeździe wypoczynkowym..
Nie żebym był jakiś przepracowany i wymęczony;-), ale jestem ciekawy gdzie tym razem pojadę i czy będzie możliwość popływanie w jakiejś większej wodzie!
Ostatnio miałem potężną czkawkę, aż uszy mi się trzęsły od tych czknięć, pomyślałem wtedy, że to może Ocean Atlantycki o mnie myśli?
:-)
Ech jak miło się pływało.. A jak dobrze wspominam te poranki w Moliets, gdy z Panem schodziłem na pustą plażę, potem moczenie łap w oceanie, a potem wizyta w miejscowej piekarni po pieczywo na śniadanie.
Popołudniami za to intensywne pływanie..
Inne wizyty nad oceanem też dobrze wspominam, ale Moliets najlepiej, bo trwało to najdłużej( a ja lubię pewną regularność).
Jednak jako wspomnienie przypomnę film z ubiegłego roku, też Atlantyk, ale w innym miejscu.
Przyjemnie mi wracać myślami do tamtych chwil.. radość, szczęście. (09.2009)


Tymczasem wracam do rzeczywistości.
W naszym parku golfiści amatorzy trenowali sobie uderzenia. Od razu spodobało mi się to, a najbardziej te golfowe piłeczki. Znalazłem wszystkie te których szukali. Oczywiście oddałem je, a golfiści mnie chwalili i mówili różne miłe słowa pod moim adresem, których ze skromności nie przytoczę.
Oprócz charcicy Marie-Sol poznałem dwa inne psy. Oba zostały przywiezione do Niemiec z daleka. Jeden z Grecji a drugi z Tajlandii. Oba w swoich poprzednich miejscach zamieszkania były samotne,tzn nie miały żadnych opiekunów, nie miały swojego domu i miały po prostu ciężkie życie.
Są jeszcze trochę zdystansowane, ale okazałem im przyjazne uczucia i mam nadzieje, że inne psy z naszego parku też będą dla nich miłe!
Dziś miałem też wizytę u doktora. Pani Kornelia badała moje uszy i dała mi zastrzyk na boreliozę (abym nie zachorował)/
Uszy udało się wyleczyć.
A jak przyszedłem na wizytę i Pani Kornelia mnie zobaczyła, to zawołała: O, Herr Enzo!!
I zaraz wysłała swoją asystentkę do spiżarni po paczkę psich smakołyków:-))))
Chyba nadal jestem tam jedynym psem, który sam, z radością, wskakuje na lekarską kozetkę hehe:-)

3.08.2010

Oh Gina..

Pani znalazła dziś w gazecie artykuł o psicy Ginie.
Gina jest Amerykanką, rasy owczarek niemiecki. Pracuje w wojsku, ma bardzo odpowiedzialną i trudną pracę.
Kopiuję fragmenty:

Przed wyjazdem na misję Gina, dwuletnia suczka rasy owczarek niemiecki, była radosnym i kochającym zabawy zwierzęciem. W Iraku przez sześć miesięcy pomagała żołnierzom w wykrywaniu bomb, przeszukiwała budynki i często stykała się z eksplozjami. Żołnierze używali głośnych, oślepiających granatów i wyłamywali drzwi. Wiele razy była świadkiem ataków bombowych, w tym ataku na konwój, którym jechała.
Gdy wróciła do domu w stanie Kolorado była wrakiem psa. Kiedy opiekunowie chcieli wejść z nią do budynku Gina opierała się, gdy była już w środku podkulała ogon i skradała nisko nad podłogą. Unikała też ludzi - chowała się przed nimi pod meblami i kuliła w kątach.
Wojskowy weterynarz zdiagnozował u Giny zespół stresu pourazowego.
Po rocznej terapii kondycja psychiczna Giny znacznie się poprawiła. Częste spacery i zabawy pomagają jej przezwyciężyć strach.Gina(Fot. Ed Andrieski AP)

No tyle, że w przyszłości Gina może wróci do swojej pracy, hmmm
Wg mnie powinna przejść w stan spoczynku, tak chyba się w wojsku mówi?
Jakbym miał ogród, to napisałbym do Kolorado, aby pozwolili Ginie zamieszkać u mnie. Na pewno Pani i Pan by się zgodzili, a Gina miałby się ze mną dobrze:-)
Zapoznałbym ją z charcicą Marie-Sol, z Dżeksonem, małym Enzo, zabrał do Kolonii na spotkanie z Wolfem i Rufusem.
Jeździlibyśmy na wycieczki do lasu i w różne inne miejsca. Enzo i Gina, nie brzmi to wspaniale?

artykuł:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,8210925.html

english version:
http://www.huffingtonpost.com/2010/08/03/bombsniffing-dog-gina-com_n_668522.html

1.08.2010

w lesie


Naprawdę miałem udany weekend!
Dziś byłem w lesie, wielka to była dla mnie niespodzianka i jaka miła!
Gdy były upały to nie za bardzo chciałem jeździć w samochodzie, więc nie bywałem w lesie.
No ale jak na razie pogoda jest odpowiednia i dziś w końcu miałem wielką przestrzeń dla siebie.
Ile trawy się najadałem.. co chwila jakieś świeże pędy i moje łakomstwo było większe niż rozsądek.
Potem popiłem to wszystko wodą z kałuży.. Na razie żadnych niepożądanych reakcji(żołądkowych) nie było.
Tu właśnie w rowie sobie stoję i obżeram się.
W inne dni miałem atrakcje w naszym parku, raz super zabawę z Dżeksonem, a innym razem gonitwę z atrakcyjną charcicą.
Wróciłem ledwo żywy.. W zasadzie wcale wtedy nie chciałem wracać, tylko Pan stwierdził, że jestem już zmęczony. Wydawało mi się, że nie ma racji, dopiero w domu poczułem się dość zużyty i wyczerpany;-)
Spałem potem długo i mocno.

Tu jeszcze ja, samotny na leśnej drodze.
A tu trochę zmęczony ale bardzo szczęśliwy.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...