30.05.2011

upał

Nic nie zapowiadało takiego upalnego dnia. Ponoć gdzieś ktoś o tym wspomniał, ale gdy widziałem prognozę, to nie była ona taka zła. Ot, miał to być w miarę ciepły, majowy dzień, ale bez szaleństw. Rano na spacerze już mi się zdawało, że jakoś gorąco jest..potem o tym zapomniałem. W domu było całkiem przyjemnie, rolety aż tak słońca nie przepuszczały i gdy zostałem sam, to od razu zasnąłem.
No dobra, sprawdziłem wcześniej czy jakieś drzwi nie są otwarte, ale te konkretne drzwi były nie do ruszenia, a napierałem na nie swoim muskularnym barkiem.
W końcu Pani wróciła i zacząłem się szykować do wyjścia na spacer. Pani taki mały plecaczek wzięła, więc wydedukowałem, że to będzie coś innego niż nasz park.
I tak też było. Szliśmy sobie ulicami, interesujące zapachy co chwila zaczepiały mój nos, Pani jednak nie pozwalała nam się bliżej zaprzyjaźniać. Pomimo tego, że nasz spacer odbywał się po tej stronie ulicy na której akurat był cień, to czułem, że gdybym był człowiekiem, to dawno byłbym zlany potem. Pani minę też miała taką sobie, czasem coś tam mruczała do siebie, ale chyba nie mogę tego zacytować.
W końcu zorientowałem się, że idziemy do Lekarki Mai. No tak, nie byłem aż tak bardzo zaskoczony. Coś Pan wspominał, że lekarz powinien obejrzeć takie miejsce w dole mego brzucha. Mam tam taki jakby placek suchej skóry. A może ona wcale nie jest sucha. sam nie wiem, w każdym razie to miejsce mnie czasem drażni i liżę to, a chyba nie powinienem, bo w ten sposób podrażniam.
Obok Praxis pojawił się Pan! ale nie było czasu na witanie, bo już wchodziliśmy do środka.
A tam był mały, biały piesek. Ale jaki on był mały! Mój łeb był dwa razy większy od całego tego pieska. On mnie zaczepiał i zagadywał do mnie, tak piszczał, choć miał to być niby szczek. Raz odpowiedziałem moim basem i zrobiło się cicho.
Nadeszła moja kolej do badania, już chciałem wskoczyć na stół, a okazało się, że nie ma potrzeby. Musiałem leżeć na grzbiecie, a Lekarka Maja oglądała mój brzuch. Potem taka dziewczynka dała mi witaminy do cyckania, a jednocześnie dostałem szczepionkę. Nawet tego ukłucia nie poczułem.
Do domu wróciłem tramwajem. I dobrze, bo już marzyła mi się miska, a potem solidna drzemka. I dostałem taki spray, którym trzeba psikać moje chore miejsce. I zakaz lizania. Albo więc mam mieć założony kołnierz, albo rajstopy!!!!!!!!
Nie, nawet nie chcę sobie tego wyobrażać - ja w rajstopach.
Dlatego jak na razie się nie liżę po chorym miejscu;-))), bo kołnierz też nie jest za fajny..

Dzień w którym niebo udawało, że będzie padało. Potem trochę powiało i chmury się zgubiły.
Poproszony pozowałem.
A czasem wchodziłem w kadr nawet jak mnie o to nie proszono;-)
Tu już bardziej się staram, no i oczy pozwoliłem sobie wyczyścić.

29.05.2011

weekend za nami

Weekend minął tak szybko, a ten który się już zbliża spędzę z tego co podsłuchałem nad jeziorem! Ciekawe.. cieszę się bardzo.
W naszym parku obrodziło kleszczami, prawie zawsze jakiś się do mnie przyplącze. Ostatnio miałem koło ucha i w miejscu z którego wyrasta mi wąsik.
Na szczęście jestem zabezpieczony przed skutkami tych ugryzień, a jeszcze dodatkowo dostanę coś co będzie odstraszało te owady ode mnie.

Teraz wieczorami najczęściej jestem na budowie przy Europa-Allee. Czasem się tam spotykam z Enzulą, a jak on nie przychodzi, to sam sobie biegam.
Zespół mojego idola niestety przegrał mecz i nie dostał się do finału francuskich rozgrywek rugby.
Oglądałem calutki mecz, Sebastien Chabal wszedł dopiero w drugiej połowie, a ja całą pierwszą się denerwowałem dlaczego go nie ma! Udo miał obwiązane bandażem, więc pewnie kontuzje jakąś miał i go oszczędzano. Niestety Racing przegrywał i Seba się pojawił. Napięcie rosło, mecz był zacięty i już czekałem na jakąś super akcję, która przechyli szalę zwycięstwa na naszą stronę. Niestety... przegraliśmy jednym!! punktem (Racing Metro 25 - 26 Montpellier ).
Wielki finał w Paryżu dla innych, zmierzy się Montpellier z Toulouse. Oczywiście będę w tym przypadku kibicował Tuluzie.www.lexpress.fr
Potem smutny jednak byłem, więc sobie rozmyślałem o tym, że nie zawsze można wygrywać. Albo inaczej: że nie zawsze można być pierwszym.
Był też wypad do lasu. Szliśmy takimi ścieżkami, które są mało uczęszczane. Prędzej spotka się tam sarnę niż człowieka. Niestety tym razem sarny żadnej nie widziałem, ale może przynajmniej one widziały mnie?
Pierwszy raz korzystałem z nowego poidełka;-)))
W takim jakby worku jest woda i można przez wężyk pociągnąć sobie wody, bez użycia rąk. A pies korzysta inaczej: ktoś musi nacisnąć końcówkę wężyka, pies rozchylić sznupę i gotowe;-)
Ja sobie z tym poradziłem, choć troszkę woda się rozpryskiwała.
I jeszcze pozowanie na łonie natury:-)
Tydzień temu te kwiaty były malutkie -ledwo było je widać, a teraz proszę jaka zmiana!

26.05.2011

przytulne miejsce

Dzień zaczął się jak zwykle: pobudka, oczekiwanie podczas przygotowywania śniadania na plaster ogórka (nie był to hiszpański ogórek, ale i tak dobrze wymyty). Potem drzemka, wyjście na poranny spacer, miska, marchew(też dobrze umyta) na deser. Troszkę na balkonie poleżałem, pokręciłem się po domowych kątach, ot taka nuda jak to zawsze, rutyna. Chociaż ja zawsze mam nadzieję, że będzie jakieś odstępstwo od normy. A to może Pan zostanie w domu i będę mógł w jego nogach zrobić kłębek i pospać zadowolony, a może Pani idzie tylko śmieci wyrzucić i wróci za 5 minut, a nie za parę godzin? Oj, torba w ręku, klucz w użyciu, czyli mam przed sobą tzw czas wolny. Mówiąc wprost, pora znaleźć wygodne miejsce na drzemkę.
I tak dziś się kręcę i zastanawiam gdzie będzie najlepiej poleżeć. Przy kanapach? Nie.. tam lubię tylko leżeć jak ktoś okupuje kanapy. U siebie w pokoju? Nieee tam później sobie pójdę. O, może do sypialni, za łóżkiem, z widokiem na skwerki. Coś się zbiera na burzę, będzie lało, wieje tak, że zasłonka łaskocze mnie po sznupie. Lepiej pójdę poleżeć w inne miejsce. I dobrze zrobiłem, bo wiatr nagle się zerwał i drzwi z sypialni z hukiem się zamknęły. Ha, ha ale sprytny jestem, zdążyłem wyjść na czas. Ma się jednak to wyczucie chwili;-)
Może sobie wody troszkę chlipnę, o.. jaka niespodzianka, drzwi do małej łazienki są uchylone..
A tam przecież mój mały psi raj - worek z psią karmą. A może nie wchodzić, tam zawsze drzwi się przymykają i nie mam jak ich z powrotem otworzyć. Wiem, stanę w progu i się rozejrzę.
Jest odkurzacz, skrzynki z napojami - ale napchali tu tego, rolki papieru - teraz to mnie nie interesują, za dorosły jestem;-), jest i mój worek z jedzeniem.. Otwarty!!!!
Interesujące. Z czego ten worek jest zrobiony, nie chce się to tworzywo zgiąć, jak mam dosięgnąć do jedzenia. Nie ma dojścia, no nie da się. Co ja widzę, tam pod drugą ścianą? Mój pluszowy piesek, tu się schowałeś! Już Enzo po ciebie idzie:-)
Co tak ciemno się zrobiło?
O ja .. nie wiem które brzydkie słowo najbardziej oddaje to co myślę!!!!!!
Drzwi się przymknęły jednak. Może nosem spróbuję trącić, co z tego, że tyle razy wcześniej nic z tego nie wyszło? Trzeba mieć optymistyczne podejście do życia. Odkurzacz ogranicza mi dostęp do tej szpary w którą mógłbym wsadzić nos, ale i tak musiałbym drzwi pchnąć w swoją stronę by się otwarły. Czy Pani na pewno wzięła ze sobą torbę? Może tylko po listy zeszła? To już nie optymizm, to naiwność..
Wiem, położę się na chwilę i pomyślę, może jakiś pomysł sam mi do łba przyjdzie.
Ale ciasno, ciemno i jedzenie tak mocno pachnie a jest poza zasięgiem.
W zasadzie jak jest ciemno to się śpi.. może teraz na drugi bok się obrócę.. na taki luksus mogę sobie przecież tu pozwolić. Mogło przecież być gorzej, hmm coś mi podpowiada, że nie nie ma mniejszego miejsca w którym mógłbym się zablokować niż to w którym właśnie siedzę.
O czym pomyśleć by czas szybciej biegł? Może o lodowcu? Tam była przestrzeń, a przecież tego teraz mi trzeba:-). Oj tak...sen jest dobry na wszystko.

-Enzusiu, już jestem.
Śni mi się to, dobrze słyszałem, że w końcu ktoś się pojawił w domu???

-Enzo, Enzo..oj chyba się biedaku w sypialni zatrzasnąłeś.. jak widziałam że tak wieje, to się martwiłam, że może tak się przydarzyć.
Ha ha ha..jaki dowcip..

-Nie ma cię tutaj.. Enzo, Enzusiu, gdzie się schowaleś...
Schowałem, dobre.. leżę między skrzynkami a odkurzaczem, jestem spokojny i czekam, czekam, czekam...

- Tu jesteś... tak mi przykro..
A mi już nie:-)) Hurrrrrrrra jestem już na wolności!

22.05.2011

spacer po budowie

Poszedłem z Panem rozejrzeć się po placu budowy znajdującym się przy Europa Allee.
Powstają tam nowe domy, hotele, skwery, park, ulice i będzie odcinek metra.
Pamiętam jak tam wyglądało paręnaście miesięcy temu, teoretycznie chaos i kupa piachu czy ziemi.
http://enzowy.blogspot.com/2010/03/plac-budowy.html
Obecnie wszystko zaczyna wyglądać tak, że można sobie wyobrazić jak będzie to wyglądało po zakończeniu.
Najbardziej podoba mi się bieganie po takich nieużytkach, czyli miejscach gdzie jest piach, żwirek, jakieś wykopane dziury i doły.
W ubiegłym tygodniu w regionalnej tv pokazywano ratowanie takich małych jaszczurek z terenu budowy. Pan koparką atakował ziemię i w naruszonym fragmencie inni pracownicy wzrokowo szukali tych jaszczurek i potem rekami je wyłapywali. Wszystkie wyłapane umieszczano w pojemniku i przenoszono w nowe miejsce, gdzie były już bezpieczne.
Inspekcja tu..
i pomiędzy barakami.
I w końcu mogę pobiec zdać Panu raport:-)
I spacer po nowym kawałku ulicy:
Nie może się obyć bez testowania ławek:-)
Teraz przyjemnie się chodzi po tej części miasta, bo w weekendy i wieczorem jest tam pusto, no może czasem jakaś ciekawska osoba się tam pokręci.
Ja najbardziej czekam na park, który ma się tu też pojawić. Ciekaw jestem czy będzie podobny do naszego, większy, mniejszy itd. A może poznam tam jakiegoś nowego kolegę czy też koleżankę?

20.05.2011

w Mont Saint-Michel

Jeszcze jedno ciekawe miejsce zobaczyłem w Normandii: Mont Saint-Michel.
Czułem, że będzie coś ciekawego w tym dniu:-)
Wpierw byliśmy na posiłku, ale ten temat już był, chociaż o jedzeniu można pisać bez końca:-).
W każdym razie potem trochę pokręciliśmy się przy plaży, a tam taki oto znak:
Na zbliżeniu widać, że to zakaz tylko dla psów następujących ras: pitbull, rottweiler, american staffordshire terrier, boer bull i tosa inu.
Też próbowałem zrobić groźną minę, ale nikt się nie wystraszył.. inna rzecz, że było dość pusto. Pora dejeuner, wszyscy pałaszowali więc jakieś pyszności:-)

Dojechaliśmy do celu.
http://www.ot-montsaintmichel.com/index.htm

To miejsce jest oblężone przez turystów chyba przez cały rok. Mi najbardziej podobało się na zewnątrz, czyli właśnie widok z parkingów.
http://mont-saint-michel.monuments-nationaux.fr/en/
Choć jak już się ominęło te wszystkie ciasne i zapchane uliczki, wdrapało w gorę po nieskończonej ilości schodów i schodków, to widok też robił wrażenie. Niesamowita przestrzeń z każdej strony:
Po polsku o Mont Saint-Michel:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Mont_Saint-Michel

Do budynków opactwa nie każdy ma jednak wstęp..
W takich sytuacjach wielkość ma znaczenie, replika mieści się w kieszeni i sobie wchodzi wszędzie gdzie tylko chce:-)
Na drzewie figowym zauważyłem takiego ptaszka, nie wiem czy to wróbelek czy jakiś innych ptak, ale wyglądał sympatycznie:

A po zwiedzaniu jeszcze akcja "kolacja", ale zanim gdzieś znaleźliśmy przytulne miejsce z dobrym jedzeniem chwila pozowania
Następnego dnia był już tylko powrót, przez Paryż, ale siedziałem cała drogę w plecaku:-)

na balkonie

Coraz częściej w ciągu dnia leżę sobie na balkonie. Wszystkie rośliny już wyrosły, niektóre to w całkiem wielkie krzaki się zmieniły. Są 3 krzaki róż i dwa z nich już mają po jednym kwiecie, małe, czerwone róże. Jest też sporo innej zieleniny, która ponoć ma mieć kolorowe kwiatki, no czekam i czekam. A nawet robię codziennie inspekcję: Tylko tutaj owoc się pojawił, nawet się przymierzałem do niego, ale mnie przegoniono..

Najbardziej lubię siedzieć w pobliżu bananowca, aktualnie ma on tylko 2 liście, ale rośnie mu już kolejny. Ten bananowiec to bardzo interesująca roślina, tak potrafię usiąść, że liść tworzy nad moim łbem baldachim:-)
Kącik pod bananowcem jest idealnym miejscem do obserwacji, widzę ulice, plac przed sklepem, a także to czy już przyjechał tramwaj i czy Pan już zmierza do domu.
Te miny ze zdjęć nie znaczą wcale, że byłem smutny. Po prostu zobaczyłem obiektyw i pomyślałem: dziś będzie to stylizacja na melancholijnego labradora:-)

A to roślinność z miejskich skwerów:

18.05.2011

co na obiad?

Jeszcze przed wysłaniem repliki do Normandii pojechałem sprawdzić jak wyglądają winnice.
Było wtedy bardzo ciepło, sporo ludzi spacerowało, ale i tak mi się podobało.
Poprosiłem replikę by nieco wspomniał o francuskim jedzeniu, czy coś mu oprócz bagietek i croissantów jeszcze zasmakowało.
Będzie o owocach morza. W miasteczku odbywa się targ rybny i można tam kupić ryby i owoce morza. Ryby małe, wielkie i dziwne typu płaszczka.. swoją drogą jak to się je?
Tu część stoisk już nieczynna, ale na tych co były otwarte też było w czym wybierać.
Pierwszy raz widziałem przysmaki, w pierwszej chwili pomyślałem, że niektóre to po prostu orzechy..
Od oglądania zrobiliśmy się głodni, bo tak zawsze przecież bywa:-)
Przyszła więc pora by rozejrzeć się za jakimś miłym miejscem gdzie będzie lokalnych smakołyków do wyboru i koloru.
Wybór padł na La Cremaillere:
Zamówienie złożone, talerze i szkło czekają. My też:-)
W końcu są napoje, zupa rybna i półmiski z owocami morza:
Wszystko zjedzone, zostają tylko pancerze, szczypce i inne niezjadliwe resztki:
Jeszcze tylko gardło przepłukać zimną wodą i w drogę:
A w tym dniu pojechaliśmy w bardzo znane miejsce, już nie na rowerach, bo było to trochę dalej od naszego miejsca zakwaterowania. Relacja już jutro, bo pora ułożyć się na legowisku i trochę pospać.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...