31.10.2008

Brugia

Wracając do domu z północnej Francji zahaczyliśmy o Brugię. Miasto o niepowtarzalnym klimacie i tysiącach zwiedzających:-)
Tam człowiek z aparatem fotograficznym wygląda naturalnie, w zasadzie mało kto nie robi zdjęć. Jak nie robi, to właśnie do nich pozuje, je gofry ewentualnie nie ma po prostu aparatu:D
Może też być niesprzyjająca aura, na przykład padać deszcz, co nam się przytrafiło pod koniec zwiedzania.
Idziemy w stronę Marktu, aby z bliska zobaczyć Belfort en Hallen.

Po drodze sklep niby dla ludzi, ale na każdej rzeczy są psie sznupy. Portfele, torebki, poduszki, dywaniki, ściereczki.

I oto Markt, naprawdę oblężony przez zwiedzających, nawet stała tam potężna kolejka, trudno zgadnąć było do czego. Okazało się, że to amatorzy przejażdżki po mieście bryczką.

I wspomniana Belfort en Hallen(dzwonnica i sukiennice), można wspiąć się po 366 stopniach na platformę obserwacyjną, widok ponoć jest tego wart. Ale Pani i Pan wybrali moje towarzystwo:-)

Lew pomimo, że kamienny bardzo groźny, tkwi przy schodach do Provinciaal Hof.
Kawiarnie, restauracje, miejsca w których chce się przysiąść, pod warunkiem, że nie ma się psa-marudy.
To naprawdę ja napisałem??

Moje największe zaskoczenie - konie i dorożki. Konia widziałem wcześniej wiele razy, w parku, w lesie, na różnych łąkach się pasły. Człowiek często siedział wtedy na grzbiecie konia. A tu coś innego, wózek umocowany do konia, a w nim ludzie. I co chwilę na Rynek wjeżdżały takie dorożki. Stałem jak zaczarowany. Nawet chciałem podbiec do konia i zapytać o co chodzi, ale żaden koń nie zwrócił na mnie uwagi, takie były skupione na swojej pracy. Za to ludzie siedzący w dorożkach gapili się na mnie z sympatią.
Spokojnie czekam, tu na placu Burg, nie odczuwałem znużenia, bo wiele się działo, różni ludzie przechodzili, czasem..
.. przejechał koń:-)))



Lew i miś razem, nie wyglądają na zadowolonych.
Pani też spokojnie stoi i czeka:-)
Brugia i jej kanały, ci co nie objeżdżali miasta dorożką mogli je opłynąć, łódki też cieszyły się zainteresowaniem.


Szkoda, że dzień był pod względem pogodowym nieudany, promienie słoneczne dodałyby uroku wszystkim kamienicom, kolorowym drzewom i liściom pływającym w wodzie kanałów. Ale i tak nie mogę narzekać, deszcz zaczął padać jak już zmierzaliśmy w stronę parkingu.
Okazało się, że jednak wchodzimy do jakiegoś miejsca z jedzeniem. Początek był obiecujący, przy stoliku obok, na podłodze leżała wielka frytka. Starałem się ją upolować, nie wyszło. Później stwierdziłem, że w zasadzie nie jestem zmęczony i nie chce mi się leżeć spokojnie. Cicho zacząłem wydawać dźwięki, takie naprawdę delikatne, jakoś czułem, że głośne szczeknięcie będzie chamstwem.
Posiłek był krótki i w miarę sprawny:-)

Jeszcze należy wspomnieć o filmie w którym Brugia jest doskonale ukazana, jej zabytki, kanały wodne, klimat. Sama fabuła filmowa jest mówiąc wprost ciężka i może przytłoczyć.
W Polsce film dostał tytuł "Najpierw strzelaj potem zwiedzaj", no ale ktoś był pomysłowy...
Oryginalny tytuł - "In Bruges", w rolach głównych Colin Farrell, Brendan Gleeson, Ralph Fiennes i oczywiście miasto Brugia.
http://najpierw.strzelaj.potem.zwiedzaj.filmweb.pl/

29.10.2008

Bergues

http://www.bergues.fr/


W niedzielny poranek z Lille pojechaliśmy do Bergues. To bardzo małe miasteczko, które stało się dość popularne po filmie "Jeszcze dalej niż północ".
To francuska komedia, która w obecnym roku odniosła we Francji wielki sukces. Byłem świadkiem jej trzykrotnego odtwarzania i za każdym razem słyszałem śmiech Pani i Pana.
tu można poczytać więcej o tym filmie, ja nie będę spoilerował:-)
http://www.jeszczedalejnizpolnoc.hagi.pl/

Zaparkowaliśmy na miejscu Frytkowej Chaty, która chyba istniała tylko dla potrzeb filmu. Ponoć często tak jest, że to co jest w filmie ma się nijak do rzeczywistości. Na przykład jakieś miasto X udaje miasto Z. Nie rozumiem tego, może mam prosty umysł, ale po co tak komplikować proste sprawy? Tak sobie myślę, że Frytkowa Chata NA PEWNO się pojawia na tym placu w każdy dzień roboczy, a my przecież przyjechaliśmy tam w niedzielę.

Wiało, oj wiało, czuć, że morze blisko.
Przechadzaliśmy się po miasteczku, ludzi niewiele, mieszkańcy szli głównie do piekarni, cukierni i mięsnego. Reszta ludzi to tacy jak my. Ciekawscy turyści:-)
Proszę, kolejka w mięsnym:-):

Ja starałem się być mniej niecierpliwy niż w sobotę, nawet mi to wychodziło. Trzeba było iść, szedłem, stać przed sklepem, stałem. W piekarni Pan kupił wspaniale pachnące bagietki, ostatni apetyczny chleb kupiła osoba przed nim stojąca... trudno, zdarza się.


Symbol Bergues, wieża na szczycie której znajdują się unikatowe organy. Co kwadrans można usłyszeć płynącą z góry melodię. Bardzo przyjemną dla ucha.
W filmie też się pojawia:-)

Okolice Lille, region Pas-de-Calais, to tereny na których kiedyś prężnie działały kopalnie węgla, powiedzmy, że to taki francuski Śląsk. Jednak nie ma tutaj typowych dla śląskich miast familoków. Przeciętna ulica:

W mieście znajdują się też resztki po klasztorze benedyktynów - St Vinoc.
Po lewej jest Park Miejski, a pozostałości klasztoru mieszczą się na wzgórzu, warto wejść, bo jest stąd dobry widok na miasteczko i okolicę.

Powoli kończymy swój spacer. Bergues da się obejść całe bez najmniejszego problemu. Pomimo tego, że jest małe, jest tu wiele atrakcyjnych miejsc. Całe jest otoczone murami, fortyfikacje są dobrze utrzymane. Do miasta wjeżdża się z każdej strony przez bramę.
o, na przykład taką jak ta:
Polecam stronę do której podałem link na samej górze. Jest tam dokładny opis fortów, wieży, klasztoru i wszystkiego co tylko jest interesujące w Bergues.

Pan z zainteresowaniem oglądał fortyfikacje, wszedł tymi schodkami przy bramie na górę. A tam znalazł ślad. Ślad typu "nasi tu byli":

28.10.2008

Lille

W sobotę ku mojemu zdziwieniu zostałem o poranku zapakowany do samochodu i pojechaliśmy w nieznane. Okazało się, że tylko dla mnie nieznane:-)
Myślałem, że pewne decyzje podejmujemy w trójkę, no albo chociaż jestem o wszystkim odpowiednio wcześnie informowany.
Przez część drogi myślałem jak tu pokazać, że poczułem się pominięty. Nic nadzwyczajnego nie wymyśliłem - po prostu nie pozwoliłem ani przez chwilę im zapomnieć o sobie. Tak, parę niezbyt miłych słów usłyszałem na temat swojego zachowania, pewne plany musiały ulec modyfikacji..
Ale też poznałem nowe miejsca, milion nowych zapachów:-), zamiast miast wolałbym las, wodę, plaże, jednak nie narzekam.

Pierwsze nowe miejsce to Lille, miasto we Francji. Duże, tłumy ludzi, mnóstwo psów, stare mury z różnymi zapachami -a może raczej zapaszkami?:-)

Tu fontanna na placu Republiki. Na tym placu znajduje sie Palais des Beaux Arts, czyli drugie najważniejsze po Luwrze muzeum Francji. Pani i Pan mieli w planach sie tam udać, ja oczywiście miałem w tym czasie spokojnie czekać w hotelowym pokoju. To się nie udało.

Zmierzamy w stronę Grand Place:


Zachęcające kawiarnie, które musieliśmy omijać, bo mi nie chciało się jeszcze siedzieć gdzieś bezczynnie, a poza tym ja nie pije kawy:-)
Plac Teatralny, ładna przestrzeń, dobry punkt do obserwacji, usiedliśmy przy stoliku. Grzecznie sie ułożyłem lustrując otoczenie. Ludzie ze stolika obok zaczęli koncert cmokania w moją stronę, nawet coś zagadywali, chyba miło, ale nie znam francuskiego.. Moja koncentracja i spokój przeminęły z wiatrem. Zamówienie zostało złożone i teoretycznie musiałem czekać, aż Pani i Pan zjedzą, by podjąć spacer po mieście. Starałem się dać im dźwiękowo do zrozumienia, że się nudzę. Stolik obok zachwycał się moim użalaniem, a kelner chyba w poprzednim wcieleniu był ślimakiem.
Nie będę już wnikał w szczegóły na temat tego dłuuugiego posiłku. Długiego, choć nie zarejestrowałem zbyt dużo jedzenia, ba nawet kawa się nie pojawiła! Hehe bo jakbyśmy jeszcze mieli na nią czekać, to pewnie zmierzch by zdążył szybciej zapaść.

Sklep z smakołykami dla ludzi, który obejrzeliśmy tylko z zewnątrz. Zapamiętałem to miejsce, bo tam z Panią chwilę stałem i wiele osób do mnie zagadywało, a jeden pan nawet mnie w biegu pomisiował! Dialogu z nikim nie nawiązaliśmy, bo my ich nie rozumieliśmy, a oni nas. Ale z intonacji i pojedynczych słów wynikało, że to zachwyty nad moja hmm psią urodą:-)))
Może to nieskromnie brzmi, ale te komplementy są takie przyjemne dla psiego ucha.

Popołudniu poszliśmy zobaczyć Cytadelę. Wejście:

i cóż to za niespodzianka.. zamknięte. Nie da się ot tak sobie wejść. Wizytę trzeba umówić i jest ona możliwa tylko w określonym terminie, od maja do sierpnia. Ale nie tylko my o tym nie wiedzieliśmy. Każdy kto podszedł pod te drzwi był zdziwiony.
Fajny sposób na zwiedzanie:-)

To katedra Notre Dame de la Treille. Dość stara, fasada wejściowa jest nowa, wykonana jest z bardzo cienkiego marmuru. Słońce przez niego prześwieca i w kościele dzięki temu robi się niezwykła aura. Naocznie tego nie widziałem, bo nie mogłem wejść do środka. Z zewnątrz wygląda "normalnie". Biały marmur, czarne drzwi.

Zdjęcie zrobione w środku, słońce akurat jeszcze przyświecało. Drzwi od środka są.. przeźroczyste. Nie wiem z czego są, że jest taki efekt. Katedra jest ogromna.

A to pokoik hotelowy. Tak, przestrzeń taka, że trudno napisać "pokój":-)
Dobrze, że tylko tam spaliśmy, bo poruszać się było ciężko. Na szczęście mój kocyk dało się ułożyć i spałem całkiem dobrze, przyznaję, że brak swojej kanapy jednak odczuwałem:-))

25.10.2008

program w tv


Miałem dziś trochę gorszy dzień. Nie będę wnikał w szczegóły, ale wyglądało to tak, jakbym zjadł coś nieświeżego.
Zdarza się, najważniejsze że wieczorem wszystko wróciło do normy.
Oczywiście widziałem zaniepokojenie Pani i Pana i wykorzystałem to, nadstawiałem się do misiowania przy każdej okazji:-)

Wieczorem siedzieliśmy w dużym pokoju, z kuchni dochodził zapach jakiejś gotującej się potrawy, ja ułożyłem się przy fotelu. Zerknąłem na ekran telewizora.. a tam golden! Wyglądał jak żywy!
Obejrzałem cały program, który był poświęcony retriwerom. Najczęściej występowały goldeny, ale i labradory się pojawiały.
Film ukazywał różne oblicza retriwerów.
Pies domowy, przynoszący gazetę i cierpliwie znoszący zabawy z dziećmi.
Pies polujący - oj, fascynujące! Spoglądałem z napięciem, a dźwięki dochodzące z głośnika sprawiały, że miałem chęć się poderwać i dołączyć:-)). Psy stały nad jeziorem z swoimi właścicielami-myśliwymi. Strzelali oni do kaczek, te nieżywe spadały do wody, na komendę psy wskakiwały do jeziora i wyłowione kaczki przynosiły w pyskach do myśliwych. Już parę razy padlinę na łące znalazłem i zawsze przynosiłem to wpierw do Pani lub Pana:-). Może kiedyś i taką kaczkę uda mi się zaaportować? Po polowaniu (udanym jak najbardziej) psy razem wbiegły do jeziora i wygłupiały sie w wodzie.
Potem były psy - przewodnicy. Niewidomy Pan wybrał się z goldenem na spacer. Pies miał taką specjalną, usztywnioną uprząż. Pan wydawał odpowiednie komendy i pies go prowadził (koszt szkolenia takiego psa-20tys. euro). Jechali metrem, w wagonie pies szukał wolnego miejsca, potem prowadził do schodów, na ławkę. Byłem pod wrażeniem jego opanowania, spokoju i pomocy.
Inne goldeny pomagały dwóm paniom poruszającym się na wózkach. jedna z pań miała młodą goldenkę i taką już nieco starszą. Uczyła tą młodą jak nosem włączyć i wyłączyć światło, ta starsza demonstrowała jak to zrobić. Otwierały szafki, podawały upuszczone przedmioty itd. Potem panie pojechały na zakupy do supermarketu. Nikt ich nie zatrzymywał przed wejściem, nie kazał nic pokazywać (tzn jakichś papierów), żaden pracownik sklepu nie szedł obok i nie prowadził obserwacji grupy. Podjechały do działu mięsnego, sprzedawca przygotowywał wędliny a psy stały przy wózkach i tylko rzucały spojrzenia na oszkloną ladę:-). Przy koszykach z skarpetami na komendę psy położyły się pod nie(koszyki) i czekały aż ich właścicielki pojadą coś obejrzeć w innym miejscu supermarketu. To było takie pokazowe ćwiczenie - jak zachowają się psy. Idealnie, naprawdę, leżały spokojnie, nie zwracały na nikogo uwagi, nie reagowały na zaczepki. Wróciły ich panie, to podbiegły z smyczą w pysku.
Był też rudy pies, gimnastyk. Miał trochę dłuższe futro od goldenów i był szczupłej budowy ciała. Jak on skakał, przeskakiwał przez ramiona swojej pani.. Ona klęczała na łące i tylko mu dawała umówione sygnały, a on z radością wykonywał polecenia. Pokazywano to na zwolnionym tempie i jego futro wyglądało po prostu pięknie.
Zaimponował mi też pies-ratownik. Topił sie w jeziorze człowiek, złe warunki atmosferyczne. Pies w kamizelce płynął w ratowniczej łódce. Na komendę wyskakiwał i dopływał do tonącego, tak, aby ten mógł złapać za specjalny uchwyt na kamizelce psa. Wtedy pies zaczynał go holować w stronę łódki. Czyli labrador ma wiele siły i pewnie utrzymałbym większy ciężar niż torba z laptopem. Wolf na przykład nosi 5-litrowe baniaki z olejem! Nie wiem po co, chyba dlatego, że lubi:-).
Bardzo ciekawy był ten film, nawet pokazywano naszego psiego przodka, czyli wilka, dawno nic w tv tak nie przykuło mojej uwagi.

24.10.2008

trzeci raz w Bordeaux

Po wizycie w winiarskim regionie naturalne było, że należy choćby na chwilę zahaczyć o Bordeaux. Nie ma co kryć, miasto ma swój niepowtarzalny klimat .
Choć ja ze swojego psiego punktu widzenia określiłbym to inaczej - tu się roi od wielu interesujących i nęcących zapachów. Najwidoczniej na starych murach one się lepiej trzymają:-)
Tym razem udało nam się pojawić w mieście zanim zrobiło się ciemno. Spacer znajomymi ulicami w okolicy Teatru, potem sesja w chyba jednym z najbardziej fotografowanych miejsc w Bordeaux. Czyli Place de la Bourse.




Fontanna w różowym świetle, posągi kobiece w różowych wstążkach, ma to przypominać, że październik jest miesiącem walki z rakiem piersi.

Most na Garonnie:

Bardzo ładnie utrzymane nabrzeże, psy jednak po tych klombach nie mogły chodzić, ale z dystansu podziwiałem.

Ha, spoglądam gdzie tam Pan poszedł, obraz miałem jakiś czas niewyraźny, bo fontanna wpierw strzeliła parą, a potem wodą. Woda niby mocno w górę nie tryskała, ale powstał efekt lustra i nie bardzo wiedziałem gdzie Pan stoi.

A tak naprawdę to chciało mi się spać i jeść. Ale nie jestem pewien czy w tej kolejności:-)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...