25.04.2011

świąteczny spacer

Taki spacer miałem i wczoraj i dziś, zdjęcia daję z obu dni. Spacery niczym się nie różniły od tych zwyczajnych, niedzielnych. No ale nie oczekiwałem żadnych niespodzianek. Chyba że.. jakieś jezioro?
Może Pan coś znajdzie, bo chętnie bym już się zanurzył w wodzie.
W lesie też sobie trenuję, sam podnoszę różne kije, lub też całkiem grube drągi. Lubię taki wysiłek.
Powietrze w lesie stało w miejscu i było gęste od różnych pyłków, już po paru minutach cały byłem pokryty warstwą zielono-żółtego pyłku. A jak biegłem, to za mną wzbijały się obłoki kurzu leśnego;-)
Dlatego warto sobie zmoczyć jęzor co jakiś czas:
W zasadzie to nic ciekawego się nie działo, zawsze biegam takimi słabo uczęszczanymi ścieżkami i częściej spotykam ślady saren niż ludzi.To mnie jednak wcale nie martwi.
Dla kogoś taki spacer to może nic ciekawego, ale ja próbuję sobie różnych traw, wącham i analizuję tropy, oznaczam teren(a to jest żmudna robota!). Analiza tropów podsuwa mi do głowy różne historyjki, zastanawiam się czemu ta sarna szła sobie tutaj sama, a już w innym miejscu miała towarzystwo, czemu postój akurat przy tym krzaku, co sobie takie sarny myślą jak wyczuwają np. moją obecność?
Ile razy byłem obserwowany zza zarośli? I czemu jeszcze ani razu nie spotkałem leśniczego??
A to pewnie on postawił przy drodze tablicę by uważać na żaby:
Wczoraj już przy schodzeniu w stronę parkingu spotkałem rowerzystę z małym pieskiem i dużym psiskiem. Podbiegliśmy do siebie (ja i ten duży), obwąchiwanie się .. hmm też był psem, w tym sensie, że posiadał atrybuty męskości. To się z lekka najeżyłem, on tez i w dodatku od razu wskoczył mi na grzbiet chcąc zdominować, o nie!!!!!!! To zabulgotałem, on też coś tam warknął. Jeszcze po trzy słowa prawdy z każdej strony i koniec spotkania, rozejście się. Zauważyłem, że miał wszystkie zęby, ale ja też miałem co pokazać;-))))
A dziś jedzie sobie rowerzysta, ścieżka biegła lekko w dół, więc on był dość rozpędzony. Ja gdy pojawia się rower, to dostaję polecenie siedzenia z boku i czekania, aż rower przejedzie.
Siedzę więc sobie i czekam, a ten rower nagle zaczyna się chwiać, trach, bum... rower leży, rowerzysta też. Ach, nie wytrzymałem w sekundę albo może trzy byłem już obok. Pani nie pozwoliła mi jednak podejść, ale słyszałem jak ten poszkodowany wykrzykuje brzydkie słowa i odrzuca w las jakąś grubą gałąź. Musiałem jeszcze wytrzymać chwile, gdy się podnosił i gdy Pan go pytał czy wszystko w porządku. Dziwne, ale nawet skóry nie miał zdartej,a grzmotnął zdrowo;-). Jakiś speszony był, bo wskoczył na to swoje velo i odjechał szybko jakby to Tour de France było;-).
Ja wtedy od razu pobiegłem w to miejsce gdzie on rzucił gałąź i po chwili już miałem ją w pysku. Taka zwyczajna, ale niosłem ja sobie potem z zadowoleniem. Wpierw myślałem, że on upadł bo mnie się wystraszył, ale na szczęście tak nie było. A gałęzie często leżą na leśnych drogach, na niektórych trasach jest wiele kamieni, a o korzeniach drzew nawet nie wspomnę.
Taki dziś wiatr, że trochę się chmurzy i zapowiadany już na jutro jest deszcz, zobaczymy czy tak będzie.

24.04.2011

lato wiosną

Mógłbym zaryzykować i powiedzieć, że jest już lato. Albo, że zbliża się ono dużymi krokami.
Słońce tak mocno przygrzewa od jakichś dwóch tygodni, że całkiem zapomniałem o zimie i czasie gdy z niecierpliwością czekałem na pierwsze zielone liście na drzewach..
Kasztan przed balkonem ma już ogromne liście i delikatne różowe kwiaty.
A na balkonie każdego dnia leży warstwa żółtego pyłku, co to za jeden to ja nie wiem, w lesie też go spotykam.
Tak teraz wygląda w naszym lesie, przecież ledwo jakiś miesiąc minął od czasu tej błotnej wyprawy;-)
Jest bardzo sucho i błoto już jest tylko wspomnieniem, prognoza pogodowa mówi, że w tym tygodniu przyjdzie do nas deszcz. I to mnie cieszy, bo szkoda roślin, aby już się zrobiły takie zasuszone.
W domu często leżę na balkonie, a gdy czuję, że za mocno słońce mi już przygrzało w łeb idę na kafle. Jest bardzo leniwie:-)
Lubię świąteczny czas, niezależnie od tego co się świętuje, bo wtedy mam więcej wyjazdów w teren:-).

Popołudniu byłem w lesie, ale rankiem wysłałem replikę na rower.
Naprawdę to było genialne posunięcie: ja w kłębku się wylegiwałem, a replika jechała na rowerze objeżdżając Frankfurt.
To migawki z trasy:
Ha ha, to mi się baaardzo podoba, muszę w to miejsce przejść się osobiście:-)

bye Amsterdam

Jeszcze muszę wrócić kiedyś do Amsterdamu, choć większość dnia na takiej delegacji spędzam w pustej torbie laptopa.
Ale była chwila, że w amsterdamskim biurze zrobiłem szybkie rozeznanie terenu:-)
To było takie szybkie porównanie z warszawskim biurem. To warszawskie wypada w tym porównaniu korzystniej, jak to mówią - jest bardziej wypasione;-)

Byłem też nad wodą, taką trochę większą niż kanały:
Potem już czekała nas droga na dworzec kolejowy, tam chwila oddechu w bardzo przytulnym pomieszczeniu. Cicha, spokój, wygodna kanapa, aż się ruszać nie chciało..
Chlipnąłem sobie przed drogą łyk kawy z kubeczka od Pana, bo chciałem śledzić z jaką prędkością jedzie pociąg, a nie zasnąć jak ostatnio od razu gdy ruszył.
O i jest prędkość, dodam, że czasem gnaliśmy szybciej, a czasem wolniej, zależy to od miejsca(np w Holandii wolniej, a od Kolonii bardzo szybko).
Replika w moim imieniu dużo zobaczyła przez te dni:-)

20.04.2011

spacer po Amsterdamie

Po robocie był czas wolny;-). Pojechałem z Panem autobusem do centrum miasta i postanowiliśmy pochodzić sobie bez jakiegoś większego planu, po prostu iść tam gdzie nogi nas same zaprowadzą. Bez większego wysiłku trafia się nad kanały:
Rowerów pod dostatkiem, do pamiątkowej fotografii wybrałem taki, który już chyba niejedno przeżył i pewnie uliczki Amsterdamu doskonale zna:
Parę tzw. widoczków. Tu miałem od razu skojarzenie z Homps, tyle, że tam nie było domów i aut, ale sam kanał, mostki no i barki bardzo podobne:-)
Kamienice są bardzo ładne i różnorodne i mnóstwo wąskich, Pan mi wyjaśnił dlaczego.
Ładny wiosenny dzień i wtedy najlepiej relaksować się nad wodą:
Rowery, skutery, motorynki - do wyboru do koloru.
Ja wybrałem sobie Vespę;-). Właściciel pewnie w tym czasie popijał kawę, albo holenderskie kakao w kawiarnianym ogródku;-)
Konie i policja! We Frankfurcie też nad rzeką takie patrole krążą, wiem, ale osobiście nie spotkałem. A tu proszę! Trochę mnie te konie onieśmielały więc zapozowałem w taki sprytny sposób, jesteśmy razem na zdjęciu choć nawet mnie nie zauważono:-)
Jak Holandia to i tulipany:
Trochę byłem wystraszony widząc krokodyle, ale Pan mi wyjaśnił, że one nie są prawdziwe. Takie atrapy mające robić wrażenie na przechodniach.

W tym miejscu widać więcej barek i łódek. Pan mi opowiadał, że rejs po kanałach jest przyjemny, ale lepiej jak sobie pospacerujemy.
W chwili zmęczenia można przysiąść na ławce. Jest widok na kamienice, na kanał i jakieś kobiece zgrabne nogi:-)
A tu coś się działo! Film kręcono, chwilę się pogapiliśmy. Niestety nie wiem co to za film, ani czy na planie były jakieś gwiazdy filmowe:-)
W zasadzie mogę chyba napisać "byłem na planie filmowym"?
Bardzo charakterystyczne dla Amsterdamu miejsce:-). Takiego czegoś nigdzie wcześniej nie widziałem.
Kto wie co to za...budka?;-)
I w końcu chwila odpoczynku, ta czarna plama to ja:-)
Potem już wróciliśmy do hotelu, od rana siedzę w biurze, zakamuflowany w torbie;-)
Jest miło choć nie bardzo wiem o czym gadają, ale też sobie myślę, że wcale nie muszę wszystkiego rozumieć.
Do domu powrót będzie pociągiem, wtedy chyba utnę sobie porządną drzemkę, bo i tak nic przez okno nie widać podczas takiej szybkiej jazdy.

delegacja, część zachodnio-północna;-)


I tak późnym wieczorem znalazłem się w znajomym mi już;-) Amsterdamie. Tym razem miałem możliwość obejrzenia lotniska Schiphol. Jedno z największych w Europie, choć przyznam szczerze, że po frankfurckim to amsterdamskie nie zrobiło na mnie aż takiego wrażenia.
Ale też mi się podobało, ludzi jakoś mniej, może dlatego, że już noc była?
Korzystając z tego, że nie było tłoku właziłem gdzie się dało i zagadywałem Pana, aby robił mi zdjęcia.(zdjęcia z hal lotniskowych to i Warszawa i Amsterdam)
Potem jeszcze przejażdżka taxi do hotelu. Hotel nie jest w centrum miasta, niby też nie najgorszy ale jednak ten warszawski był przyjemniejszy. Pokój jakiś przytulniejszy. Tu niby też nieźle wygląda, ale od razu powiem: na zdjęciu jest lepiej niż w rzeczywistości. Łóżko mniej wygodne i chyba będę spał na nocnym stoliku.
Za to internet jest za darmo:-)
A to ja na krowie:-)
Stoi taka obok hotelu. W życiu nie widziałem kolorowej krowy, to ubłagałem Pana aby do niej podejść i pomacać. A że to sztuczna krowa, to nie miałem strachu by na niej zapozować.
Hotel ma tzw. zacięcie artystyczne więc stąd pewnie ta krowa w okolicy..
Do centrum Amsterdamu trzeba podjechać autobusem, ale nie jest to jakieś skomplikowane, za to do biura prawie że rzut beretem:-)
Popołudniu pojechaliśmy do centrum, złapać trochę oddechu od tych spraw służbowych. Szczegóły w następnym wpisie.

18.04.2011

delegacja, część wschodnia

Pojawiła się walizka, a wiadomo, że to jest zawsze sygnał iż szykuje się jakiś wyjazd. Już się cieszyłem, że czeka mnie jakaś wyprawa, a tu okazało się, że to Pan się wybiera w podróż służbową. Od razu pomyślałem, że ja w takim razie z Panem wydeleguję replikę;-). Taka podwójna delegacja.
Zostałem spakowany do torby od laptopa, ale ok, miejsca było dla mnie wystarczająco. Dobrze, że replika taka mała i w dłoni się mieści.
Pierwsza atrakcja: lotnisko we Frankfurcie. Oj, jaki tam był ruch, rozglądałem się ciekawie, pewnie jakbym sam tam szedł, to bym się zagubił.
W końcu pomachaliśmy Pani na pożegnanie i trzeba było udać się na stanowisko kontrolujące. Torba od laptopa czarna, ja też czarny i w ogóle nie zwrócono na mnie uwagi. To zaleta wysyłania repliki w podróże samolotem. Mogłem siedzieć z Panem w zatłoczonym samolocie zamiast podróżować w jakimś luku bagażowym w klatce.
W końcu lądowanie, nawet chyba nie muszę pisać gdzie wylądowaliśmy, wystarczy, że wkleję zdjęcie:
Nie było czasu na rozglądanie się, wszędzie tłoczno, no i trzeba było się wyspać przed poniedziałkowymi spotkaniami(też miałem brać w nich udział, wprawdzie siedząc w torbie, ale to przecież też się liczy).
Oto i jest nasz hotel, jest ogromny, a ja jaki malutki..
Hotel jest nowoczesny, szklany, w dogodnym dla nas miejscu. Choć na pierwszy rzut oka jakoś tak blokowo mi wyglądało.
Nie miałem okazji pozwiedzać, więc tylko mogę mieć wrażenia typu "widok z okna".
I już pokój, ojej ile poduszek i jak super wałek!
Chciałem trochę posurfować po necie i sprawdzić co u moich znajomych z bloga, a tu niespodzianka. Internet dodatkowo płatny. No ale w końcu ten hotel miał inne zalety, wyspałem się dobrze:-)
Zamiast Pudelka przejrzałem prasę:-)
Borussia idzie na mistrza, to raczej pewne. Szkoda tylko, że Bayern jest aż tak wysoko, a my tak nisko..
Po drodze do biura odkryliśmy z Panem pływalnie Orka! Już chciałem tam pędzić, ale niestety nie mieliśmy czasu na takie przyjemności. Może innym razem, taka ładna nazwa.
A potem siedziałem w tej torbie słuchając mądrych i mądrzejszych rozmów. Czasem się uśmiechałem pod wąsikiem:-)
I wieczorem znów lotnisko, samolot pełen ludzi.
A wylądowaliśmy w Amsterdamie;-), Pan ma napięty plan działań, ale po cichu liczę, że zobaczę coś więcej niż poprzednim razem!


17.04.2011

niemieckie winnice

W weekend miałem dwie wycieczki, tradycyjną leśną i jedna z zaskoczenia do winnic.
Teraz winnice są, jakby to ująć, nieco łysawe. Ale i tak wyglądało lepiej niż myślałem, mlecze wyjątkowo obrodziły;-)Po ścieżkach głównie poruszali się właściciele winnic, traktorami bądź innymi maszynami. Wszystkie te maszyny robią na mnie spore wrażenie, im większa tym bardziej mi się podoba. Największa jaką na razie widziałem, to maszyna do zwożenia drewna z lasu, wielkolud po prostu.
Oczywiście takie nie krążą po winnicach.
Było paru takich ciekawskich jak my plus rowerzyści.
Z braku winogron spożywałem trawę:
Miejscowość do której przyjechaliśmy nazywa się Bodenheim
http://www.bodenheim.de/tourismus.html

Miasteczko ponoć ładne, ale ja gdy przez nie przejeżdżaliśmy to już spałem po spacerze:-)
Okolica, czyli winnice jest za to piękna. Duża przestrzeń, było zachmurzenie więc aż tak doskonałego widoku np na Frankfurt nie było, ale zarys był widoczny. Wiele ścieżek do spacerowania, no i koniecznie trzeba odwiedzić po drodze jakiś weingut i zdegustować jego specjały:)
http://www.wein-bodenheim.de/

A rano w lesie widziałem jak sarny przemykały za drzewami, stałem jak wmurowany...
Niby chciałbym podbiec i zobaczyć taką sarnę z bliska, ale już z daleka wydaje mi się ona wielka, może jak koń czy krowa. Pani mówi, że sarny są drobniejsze.Tak czy inaczej wszystka zwirzyna na takich długich nogach mnie z lekka onieśmiela.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...