Bardzo wcześnie wstałem, jak to zwykle w weekend.
W ciągu tygodnia zdarza mi się zaspać, ale w sobotę i niedzielę zawsze jestem pierwszy na łapach i krążę po pokoju wydając różne dźwięki sugerujące domownikom, że pora wstawać.
Według mnie dźwięki nie są jakieś uciążliwe, ale za każdym razem jest ich krytyka. Za głośno, za natarczywie, za wcześnie;-)
Dziś Pan wstał i powiedział, że podjedziemy w okolice Katzensee. To takie małe jeziorko, ma też w jednym miejscu brzeg przy którym można pływać.
Tyle, że ja jeszcze nie mogę się moczyć w wodzie. Niestety sam się do tego swoją nieostrożnością przyczyniłem, trudno. Staram się uważać na te blizny, ale szczerze przyznam, że nie zawsze mi się to udaje. Zapominam o nich, włażę w krzaki, co sprawia, że doznaję małych urazów.
Dlatego jezioro sobie obserwowałem z bezpiecznej odległości. Aż tak nie narzekałem, bo wokół było wiele interesujących rzeczy. Łąki, których nikt nie skosił, nowe zapachy.
Wszyscy jeszcze spali, albo zajmowali się jedzeniem śniadania, na polach było cicho i spokojnie. Tylko ptaszyska polowały. Dużo czapli spotkałem, ale obyło się bez bliższych relacji.
Deszcz zapowiadano na dzisiejsze popołudnie, rano mokry byłem tylko z rosy.
Koty też jeszcze chyba na zapieckach przysypiały, bo żadnego nie wyczułem w okolicy:-). Pewnie czekają zawsze aż trawa zrobi się sucha. A ja lubię taką zroszoną trawę i biegałem sobie po niej z prawdziwą przyjemnością i radością.
Dopiero jak Pan wspomniał coś o śniadaniu to pomyślałem, że to niegłupi pomysł już wracać do domu - napełnić miskę (czy raczej swój brzuch).
Świetna jakość zdjęć, i cudowny piesek. Kocham labladory ,ale wole kundle ze schroniska. One tak mocno kochają :) Zazdroszcze:)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie --> http://hikifami.blogspot.com/
Pozdrawiam,
Plootkara