Przyznam, że sylwestrowy wieczór był dla mnie dość nerwowy. Jak wyszedłem na siku około 20-tej, to pierwsze co usłyszałem to wybuchy. Wbrew temu co wiele osób sugeruje, te dźwięki wcale nie przypominają burzy i trudno mi je sklasyfikować jako coś naturalnego (czyli występującego w przyrodzie). Po prostu odczuwam jakiś niepokój słysząc strzelanie petard. Szybko załatwiłem więc co trzeba i wróciłem do domu. A większość tego wieczornego wyjścia szczekałem, tak w ciemność..
W domu parę razy też mi się jakieś szczekanie wyrwało, ale potem już okna były zasłonięte, a muzyka zagłuszała dźwięki z zewnątrz.
Sam od siebie postanowiłem skupić się na czymś innym, ułożyłem się na kanapie, pogapiłem w lampkę z lawą, na to co w tv, aż poczułem senność. Zasnąłem i potem to już tylko pozycje na kanapie zmieniałem:-). Atak petardowo-fajerwerkowy trwał do jakiejś pierwszej w nocy, przynajmniej w mojej okolicy.
Dobrze że noc sylwestrowa jest tylko raz w roku.
Rano, gdy większość ludzi jeszcze spała poszedłem z Panem do parku. Wszędzie ślady wczorajszego imprezowania, ale odniosłem wrażenie, że jest mniej bałaganu niż w poprzednich latach.
Nagle razem z Panem zauważyliśmy kota.
Siedział taki skulony i wystraszony. Od razu zrozumiałem, że ciężka nocka za nim. Na szyi miał taki wisiorek, Pan powiedział, że tam na pewno jest zapisane gdzie ten kotek mieszka. Chciałem go pocieszyć i się zbliżyłem, ale on wtedy zaczął robić łapami takie młynki i prychał na mnie. Nie uraziło mnie to, wiedziałem, że nadal się bał. Usiadłem więc spokojnie, a Pan próbował podejść do niego sam, rzucił mu moje psie przysmaki, ale kot się nie skusił. Z jednej strony chciał naszej pomocy, ale jednocześnie nas odpychał.
Pan nie dał rady wziąć go na ręce, by sprawdzić gdzie on mieszka. Na pewno gdzieś w okolicy i na pewno całą noc siedział w parku, dobrze że jest ciepło. Wieczorem już go nigdzie nie wyczułem, może właściciel go odnalazł, albo na tyle kot się uspokoił, że sam poszedł do domu? Albo też dał się komuś złapać i ten ktoś go odprowadził do domu? Tak myślę.
Ale jednocześnie myślę ile psów i kotów dziś szukało swojego domu. Nasze parkowe króliki, to chyba nie wiedziały gdzie uciekać (większość petard w naszej okolicy odpalono przecież w parku).
A jakby tak było, że ja w noworoczny poranek szczekam non stop przez dwie godziny? Powiedzmy od 6 do 8 (rano)? To by się działo..
W Nowym Roku życzymy wszystkiego najsmaczniejszego w życiu i dużo dużo okazji do szaleństw :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy z nutką czekolady
Witaj Enzo. Kopę lat.
OdpowiedzUsuńPieknie sie przeciągasz na tej kanapie. pozdrawiam Noworocznie z Warszawy. Placek