20.08.2010

worek z jedzeniem

Tytułowy worek z jedzeniem należał do Kamy.
Tak, Kama była u mnie. Nie za długo, ale ile przez ten czas się wydarzyło;-)
Ja czułem, że ktoś się pojawi, bo moje legowisko zostało przełożone do sypialni. Jakoś mnie to nie zmartwiło, bo przynajmniej mogę Pana zbudzić wcześnie rano;-)))
Ale do rzeczy: w środę rano Pani wyraźnie kogoś wyczekiwała, więc drzemałem czujnie, a jak tylko szła na balkon, to ja za nią.
Opłaciło się, bo w którymś momencie wyczułem jakieś znajome zapachy...
Kama choć pierwszy raz była u mnie we Frankfurcie, to od razu wiedziała gdzie iść. Przywitałem ludzi, ale naprawdę błyskawicznie, bo wiadomo, że najbardziej cieszyło mnie, że jakiś pies do mnie zawitał. W dodatku płci żeńskiej;-)
Kama też się cieszyła, ale okazywała mniej entuzjazmu niż ja, a może po prostu uważała, że powściągliwość jest wskazana?
Z perspektywy czasu muszę przyznać, że baaaardzo się narzucałem tego pierwszego dnia. Pani mi to mówiła, ale ja jej nie słuchałem.. Łaziłem za Kamą krok w krok, zaczepiałem, a ona dawała mi sygnały, że nie jest zainteresowana moimi amorami.
Na moim miejscu każdy by jednak próbował: goldenka, dorosła, z pięknym futrem i łagodnym spojrzeniem, nęcącym zapachem..
Uspokoiłem się dopiero popołudniem, ale łatwe to nie było. Pomógł wspomniany na wstępie worek z jedzeniem. W moim pokoju nocowała Kama, jej Pan poukładał tam wszystkie ich bagaże. Ja czasem wpadałem tam, aby zrobić rozeznanie co w tych torbach jest;-), takie tam małe, psie wścibstwo. Za którymś razem odkryłem, że w jednej z toreb pachnie psią karmą...
Parę razy szturchnąłem ową torbę nosem i objawił się mi róg obfitości.
Kto by z tego nie skorzystał?
Posiliłem się, przyszła Kama, to jej pokazałem i pozwoliłem trochę podjeść, w końcu to jej jedzenie było. Ona z chęcią wykorzystała okazję. Potem jakieś tam ludzkie odgłosy nas spłoszyły.. Ale przyznaję się: poszedłem jeszcze raz poskubać tej karmy.
Potem poszliśmy do parku. Pokazywałem Kamie co i jak, doszliśmy nad jezioro i tam jakoś tak wyszło, że wszedłem z Kamą do wody.
(tak, wiem, że tam nie wolno, bo woda nie jest za dobra..)
Od razu popłynąłem na środek jeziora, Pan coś tam wołał, ale starałem się skupić na tym jak przyjemnie się pływa. W końcu jednak zawróciłem i zgodnie z poleceniem Pana wróciłem do brzegu.
Wróciliśmy do domu brudni, ale zadowoleni. Za to Pani miała minę nie okazującą radości.
Ale to wszystko nic..
Pan Kamy powiedział, że dziwne że Kama nie chce zjeść wafelka, który spadł Julce.. i ruszyła lawina.
Wszyscy zaczęli się zastanawiać jak to możliwe, bo Kama takich okazji nie przepuszcza.
A mój Pan powiedział, że jakoś tak wyjątkowo dużo afterowałem*. I jak to w takich sytuacjach bywa, od słowa do słowa, od nitki do kłębka czy jak tam to się mówi..
Odkryto naruszenie zapasów psiej żywności.
Pożarte zostało ponad 2 kg (no cóż powinienem napisać, że w większości ja to zrobiłem).
Karma była "light", jeśli to jakieś pocieszenie.
Wszyscy patrzeli na nas (psy) z wyrzutem, no oprócz Julki, ale ona chyba nie rozumiała powagi sytuacji:-). Od razu poczułem jak nielegalnie zdobyte jedzenie pęcznieje mi w żołądku i jak zaczyna mnie suszyć.
Piłem więc i piłem, zdążyłem tylko usłyszeć, że nie ma co liczyć na wieczorną miskę. I nie zmartwiłem się tym wcale.
Czułem tylko chęć uwolnienia się od tego co zalegało mi w żołądku, jelitach. W nocy męczyły mnie gazy:(, na szczęście uwalniałem je podczas snu, to niedobrych zapachów nie czułem.
Rano kontynuowałem ów proceder, a wyglądałem i tak jak beczka.
Cały czwartek ścisła dieta, czyli woda bez ograniczeń.
Buntu nie było;-)
Nawet nie próbowałem Julce niczego z ręki podebrać, choć jest to łatwe, bo ona jak idzie, to ręce ma na wysokości mojej sznupy.
Parę razy jej zabawki brałem do pyska, ale tego "nie wolno", więc przestałem.
Teraz Kama ze swoim Państwem wypoczywa nad morzem, ale jeszcze do nas przyjedzie w drodze powrotnej. Czekam z niecierpliwością:-)
Znów sobie poleżymy razem na balkonie, pobiegamy po parku, może nawet w Taunus pojedziemy...
Poza tym pierwszym dniem gdzie byłem nachalny, to tworzyliśmy zgodne stado: goldenka i labrador.
Dokumentacji fotograficznej brak, dziwne i w zasadzie nie wiem jak to możliwe;-)

*oddawanie stolca

2 komentarze:

  1. Oh Enzo, so viel zu fressen war keine gute Idee - hast Du gemerkt, ja? ;-) Wir hätten es aber genauso getan... grins...

    Liebe Grüße, Nero & Murphy

    OdpowiedzUsuń
  2. Nero, Ich mag Essen, aber es war zu viel. Ich war genau wie das Fass;-)
    gruess;-)))

    OdpowiedzUsuń

napływ spamu spowodował, że została włączona moderacja, prosze o wyrozumiałość

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...