6.02.2013
mediolańska mgła
Niespodziewanie w sobotę rano odkryłem, że mój plecak jest spakowany. Oznaczało to jedno - gdzieś jedziemy. Byłem pewien, że do Frankfurtu, choć daty mi się nie zgadzały. I już tak po kwadransie jazdy zorientowałem się, że jedziemy na południe, czyli albo witaj Tessinie, albo witaj słoneczna Italio!
Podczas drogi pogoda zmieniała się dosłownie jak w kalejdoskopie - wpierw deszcz, potem nieco mgliście, potem spory spadek temperatury i śnieg, a po jakimś czasie słońce i małe palmy przy drogach! Okazało się, że jedziemy do Mediolanu, hurra. I nagle pojawiły się chmury, zrobiło się jakoś tak mgliście i cóż, tak już pozostało tego dnia! Przez pogodę wszystko wydawało mi się jakieś brzydsze, zaniedbane. Ale też mam wrażenie, że nawet przy pięknej pogodzie ten oto słynny stadion, San Siro, byłby tak samo mało atrakcyjny jak podczas naszej sobotniej na nim wizyty..
Okolica stadionu jest po prostu brzydka, jakieś murki, zasieki wręcz, kraty, ogrodzenia, co tylko da się wymyślić. San Siro nie sprawia dobrego wrażenia, nie zachęca jakoś by tam wejść. Można też powiedzieć, że utrudnia to wejście. Zdaje się być fortecą.
Oczywiście w końcu trafia się na bramę, którą można wejść na teren stadionu. Za pewną opłatą - w cenie zwiedzanie muzeum i wycieczka po stadionie, wizyta w szatniach klubowych.
Każdy kibic futbolu wie, że na San Siro grają dwie drużyny: Inter i AC Milan. Stadion wspólnie użytkują, szatnie mają oddzielne. Muzeum też jest wspólne;-).
Niebieska trybuna należy do kibiców Interu, zielona (widoczna na zdjęciu z repliką) do kibiców AC Milan. To odpowiedniki tzw stojących miejsc. San Siro już niestety takich nie posiada, wszystkie są siedzące.
Wejście do szatni AC Milan. Szatnie oczywiście się różnią, nie tylko barwami klubowymi. Ta ACM jest taka jakby bogatsza. Niestety obie szatnie były dość bezosobowe, jakby nikt z nich nie korzystał, żadnego śladu po piłkarzach. Cóż, pewnie sprzątaczki te pomieszczenia dobrze pucują;-).
San Siro niestety za bardzo porównywałem z naszym Waldstadionem, dlatego mało co mi się tu spodobało. Ani otoczenie nie było za ładne, ani sam wystrój stadionu mi nie przypadł do gustu.
Potem już pojechaliśmy do hotelu. Bylem tam mile widziany, choć pojawiła się adnotacja, że psy powinny posiadać kaganiec. Kaganiec to ja widziałem tylko na zdjęciach, wiec pojechałem jednak bez niego. I nikomu to nie przeszkadzało. Najwyraźniej jest to tzw martwy przepis, bo nie spotkałem ani jednego psa w kagańcu! A psów spotkałem mnóstwo, do wyboru do koloru: i jamniki i labradory i charty i pudelki i mnóstwo innych. Łączyło je jedno - nie miały kagańców, ale wszystkie były w kubraczkach. Dodam, że pomimo mgły i wiatru było około 8 stopni! Nie wiedziałem co myśleć. Być może im wszystkim taka pogoda wydaje się być bardzo zimowa? W końcu stwierdziłem, że to chodzi o modę:-). Czyż Mediolan nie kojarzy się z modą? Psy na pewno posiadały jakieś bardzo modne okrycia, może nawet od znanych projektantów? Od razu więc rzucałem się w oczy, czułem się chwilami taki..golutki. Ale tylko chwilami, bo postanowiłem z dumą prezentować swoje naturalne, błyszczące futro. I to, jak okazało się, wzbudzało wielką sympatię do mnie u nieznajomych osób. Przyznam, że przez ten weekend mnie wymisiowano za wszystkie czasy.
Spotkałem się z wieloma objawami sympatii, serdecznymi słowami, uśmiechem. W hotelu chciano mi zaoferować na czas pobytu legowisko, miskę i szmatkę do łap. Jednak wszystko miałem własne.
Podczas spaceru razem z Panią stałem pod piekarnią. Pan tam wszedł na chwilę, która trwała wieczność. Ja jednak wiernie wpatrywałem się w drzwi wejściowe. Ignorowałem różne zaczepki, ale w pewnej chwili usłyszałem, że jestem "bellissima", trudno udawać obojętnego. Spojrzałem się na pana, który tak zawołał, a on już był obok i już mnie misiował. Jasne, że okazałem radość, nawet ucho temu panu wylizałem, a na rękawach kurtki pozostawiłem wiele śliny.. No tu mi trochę głupio, ale ślina jakoś sama mi się pojawia i nie mam na to wpływu. Ale ten pan wcale się nie zdenerwował, nawet się nie skrzywił. W hotelu też miałem takie spotkanie, jeden z pracowników mnie na korytarzu spotkał i poprzytulał. Żałowałem tylko tego, że w Mediolanie jest podobnie jak w Paryżu, psy nie mają gdzie spacerować - oczywiście można po ulicach, wiadomo jednak, że zieleń to podstawa dobrego spaceru.
W niedzielny poranek była idealna pogoda, po mglistej sobocie ani śladu. Tyle, że my już wracaliśmy do domu. Tak to czasem bywa, że odpowiednia pogoda pojawia się za późno. Trudno, może jeszcze kiedyś tu przyjadę?
A w sobotni wieczór byłem jeszcze w hotelowym kąciku internetowym. Trzeba było sprawdzić sportowe wiadomości.
Od niedzieli myślę sobie czasem nad tymi psimi wdziankami. Czy może jednak nie powinienem zainwestować w jakiś jeden elegancki kubrak na okoliczność spacerów po włoskich placach?;))
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Witaj Enzo.
OdpowiedzUsuńTakiemu to dobrze. Do Mediolanu..Fiu fiu...
Sam bym skoczył, ale musze sie kurować po wczorajszym zabiegu. Jak chcesz, to zajrzyj na moja stronę.
pozdrawiam serdecznie całą rodzinkę. Hau!
Witam. Milan to faktycznie piękne miasto... oprócz stadionu... a niedługo mam nadzieję pojawić się na dłużej w okolicach Frankfurtu. Oby na jak najdłużej...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Placku, zaraz zajrze do Ciebie, mam nadzieje ze wszystko juz ok!! Panie Niewidzialny, az tak nie zdazylem poogladac Milanu jakbym chcial, moze innym razem. Ja tez zawsze sie ciesze jak przyjezdzam do Frankfurtu, teraz juz w zasadzie jako gosc. Milego pobytu.
OdpowiedzUsuń