To było moje miejsce domowe. Trochę twardo, ale da się wytrzymać. Zresztą nie ma wyboru, więc kłębkuję udając zadowolonego na turystyce. Domek miał parter, tam była kuchnia i wyjście na taras, piętro - tu właśnie miałem swój kąt i drugie piętro z sypialnią. Tam zachodziłem jak świtało i dyskretnie;-) oznajmiałem, że już wstałem.
Najlepszym miejscem na wylegiwanie się był jednak taras. Kamień nagrzany słońcem. Wokół zapachy, szum przyrody. Po tarasie stale przechadzały sie lokalne robaki, gigantycznie mrówki, owłosione albo opancerzone glizdy. Byłem ich ciekaw, ale traktowałem z pewnym dystansem.
Mógłbym na takim tarasie spędzić cały dzień, oprócz chwil na jedzenie i sikanie. Bardzo niechętnie wchodziłem do domu wieczorami. Oczywiście zostawałem w ciągu dnia sam w domu, wtedy byłem o to obrażony. Dziś jednak wiem, że wycieczki podczas upałów mi nie służą, lepiej podrzemać w chłodnym pokoju.
Ha, a to już "moje miejsce" podczas drogi do domu:-). Maskotki, wałek na trzymanie łba.. naprawdę wygodnie mi się jechało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
napływ spamu spowodował, że została włączona moderacja, prosze o wyrozumiałość