
Rano z Panem poszedłem (albo Pan ze mną?;-)) do naszego parku, na weekendowe spotkanie z Dżilem.
Trochę się powygłupialiśmy i zostało ustalone, że pojedziemy do lasu!
Pan twierdził, że ma padać śnieg i trzeba wykorzystać taką cudowną, zimowa aurę.
Już po 11-tej siedzieliśmy w samochodzie. Ja w swoim, a Dżil w swoim.
Zatrzymaliśmy się przed lasem, okazało się, że oprócz Sylvii i Armina(to Pani i Pan Dżila) jest jeszcze dwóch nowych ludzi. Pani w Kapeluszu i Pan w Kożuszku. Psa żadnego ze sobą nie mieli.;-)
Od razu z Dżilem pobiegliśmy leśną drogą przed siebie.

Śnieg był sypki i wzbijaliśmy tumany dziko biegając. Muszę przyznac, że mój młody przyjaciel jest już sporo ode mnie wyższy, zęby ma ostre, a zachowanie nadal szczenięce..
Dość mocno szarpie moje uszy, szczypie i ślini. Jak się na mnie rzuci to muszę nieźle kombinować, aby nie zostać przyciśniętym do podłoża..
Ale ja mam już sporo siły, mięśnie jak ze stali, klatę dobrze rozwinętą, a i trochę doświadczenia w takich psich zapasach;-))

Jeden z niewielu momentów gdy każdy z nas zajmuje się czymś innym...
Dżil jest wytrwały w gonieniu mnie, sprawdzaniu tego co ja wącham, lub co tam sobie znajduję w śniegu.
Ja mam za to dużo cierpliwości i dzielnie znoszę jego ciekawość.
Na mnie śnieg się tak nie trzymał, za to na Dżilu to ho hooo
Całą brodę miał oblodzoną, ten biały pasek na grzbiecie, to też zamarznięty snieg.


Tam w oddali nasza grupa. Pan w Kożuszku to sporo sie z nami wygłupial. Rzucał nam kije, biegal razem z nami, tak jakby chciał też być psem. Bardzo się anagażował w zabawę.
Wielkie zdziwienie u niego wywoływało to, że zawsze oddawałem kijek Dżilowi.
Powiedzmy, że sam złapałem kij, a Dżil podbiega i mi go bierze ze sznupy, to ja puszczam i sobie biegnę dalej. I nie mam poczucia jakiejś straty.

Po drodze była taka leśna gospoda, pełna ludzi i psów i zapachów jedzenia..
W takich miejscach moje zachowanie zazwyczaj nie jest najlepsze, tu jednak pokazałem się z dobrej strony, żadnych niedobrych zachowań. Dostalem za to banana i pomidory z obiadu Pani i Pana;-))
Potem droga powrotna.
Oj jak zaczęło sypać!!

Czasem cała mordę miałem obsypaną drobnym śniegiem.


Po tym bananie to dostałem nowej energii, kotłowaliśmy się w śniegu, goniliśmy się.
Tylko w pewnym momencie miałem dość podgryzania moich uszu i karku i zrobiłem to co zawsze w takich sytuacjach robił Wolf: dałem ostrzeżenie.
I Dżil zrozumiał. Tyle, że musiałem za każdym razem dawać ostrzeżenie, ale przynajmniej to działało i biegaliśmy po prostu obok siebie.

Pan twierdzi, że ja kiedyś też taki byłem, nie miałem umiaru w zabawie. Pomimo zmęczenia biegałem i zaczepiałem inne psy, choć one miały dość i chciały po prostu sobie chodzić i kontemplować przyrodę.
Wtedy mi się wydawało, że jak się spotykamy, to po to, aby non stop się bawić. Teraz już wiem, że wspólny czas można różnie spędzać:-)

Jestem bardzo zadowolony.
I heard on the news about the snow storm in Poland...Looks like the dogs had fun!
OdpowiedzUsuńWesolych Swiat Bozego Narodzenia!
Kit