Nadal co krok spotykam ślady wiosny..a czuję, że będzie ich coraz więcej. Dobrze, że miałem wycieczki w góry, tam śniegu pod dostatkiem. Nawet jak u nas pada wiosenny deszcz, to w górach śniegu przybywa.
Postanowiłem pokręcić się w okolicy Krowiej Górki by spotkać bociana. Ostatnio drobił po tym podwórku, a obok wylegiwał się kocur jakiś. To przecież nie będę zagadywał, bo jak siebie znam zakończyłoby się to pyskówką z kotem.
I w końcu idę sobie, rozglądam się bacznie i co widzę? Bocian siedzi na takim drewnianym trzepaku i kontempluje otoczenie.
To już z daleka wołam: wiosenny ten luty, prawda Bocianie? Bociek łypnął na mnie (no tak, kiedyś mu pyskowałem, ale może dla niego każdy czarny pies wygląda tak samo?).
" Witaj psie, wybacz, ale dla mnie każdy czarny pies wygląda tak samo, więc powiedz jak się nazywasz?"
Ha! potrafię czytać w myślach:-)
"Mów mi Enzo, mieszkam tu niedaleko, przy fontannie"- grzecznie się przedstawiłem.
I tak już z pierwszej ręki mogłem się dowiedzieć co i jak. Bocian nazywa się Frank, choć wcześniej miał inne imię, bardziej skomplikowane. Ale rodzina u której teraz mieszka nie zna zwierzęcego języka, więc go zaczęli wołać Frank, a jemu się to imię bardzo spodobało.
Frank się nieco zagapił i nie odleciał na czas ze swoimi towarzyszami. Jak to sam określił: poczuł miętę do jednej takiej czapli siwej.. I zamiast szykować się do odlotu do ciepłych krajów, on czaił się w zaroślach obok strumyka i obserwował jak jego ulubienica poluje. Czapla absolutnie nie zwracała na niego uwagi i Frank się tym bardzo denerwował. Kompletnie nie miał pomysłu na rozpoczęcie tej znajomości (to mnie dziwi, ale nie znam mentalności bocianiej i może to u nich jest takie problematyczne by zagadać do innego ptactwa?).
Czas sobie więc biegł, Frank zamiast uczestniczyć w ustalaniu trasy odlotu skupiał się na bezowocnym dreptaniu przy strumyku. Najgorsze, że nikomu się nie zwierzył ze swojej nieszczęśliwej miłości i nikt nie wiedział gdzie w zasadzie on znika na długie godziny. I gdy bociany prowadziły przed snem dyskusje o podróży Frank oddawał się różnym marzeniom, jednocześnie potakiwał gdy koledzy coś tam do niego zagadywali. Nadszedł ten dzień gdy Frank wracając znad strumyka nie spotkał swojego bocianiego stadka. Był w szoku, wiedział, że to jego wina, a najgorsze, że naprawdę nie wiedział w którą stronę się udać!
Zrobił parę kółek to tu to tam, ale nic, kompletnie nic..
Potem okazało się, że stado zostawiło mu wiadomość u krów z Bachs, ale jak Frank do tej wiadomości dotarł było już za późno.
Szczęśliwie dla niego zima nie była i nie jest zimowa. Wpierw krążył po okolicy Bachs, jak było zimno to krowy go zapraszały na noc do swojej obory. Potem jednak uczucie kazało mu wrócić do Adlikonu i obserwować swoją czaplę siwą. A najgorsze było to, że ona przestała się tu regularnie pojawiać. Frank stwierdził, że też ma swoją dumę i przestał wysiadywać obok strumyka, przeniósł się na Krowią Górkę. Początkowo koty, które tam prawie non-stop siedzą nie były zadowolone. Jednak zgrabnie opowiedziana historia o niespełnionej miłości poruszyła kocie serca. Kotka Regula któregoś zimnego dnia podprowadziła sprytnie swoją panią w stronę okna. A tam jak na dłoni było widać jak po zamarzniętej trawie drepcze Frank. I potem już wszystko poszło szybko i szczęśliwie dla Franka.
Opiekunka Reguli momentalnie wybiegła i zaczęła zachęcać Franka by przyszedł na ganek, a on był głodny baaaardzo.. Teraz opiekunami Franka są państwo Zogg, właściciele domku stojącego na brzegu Krowiej Górki. Frank pomieszkuje w pomieszczeniu z dużą szafą, ale może sobie chodzić po całym parterze domu. Najczęściej chodzi sobie po łące, wiadomo. Ale ta świadomość, że jest teraz przypisany do jakiegoś stada i ma swój kąt wiele mu daje. Dlatego nie oddala się za bardzo.
Wiosną, ale tą prawdziwą, czyli jak bociany wrócą z ciepłych krajów, pan Zogg pojedzie z Frankiem do Bachs. Będą jeździć, aż bociania grupa Franka wróci. A wrócą na pewno!!
Chciałem jeszcze się dowiedzieć co z miłością, ale ten temat najwyraźniej zamknięty;-).
Być może mój nowy znajomy stwierdził, że bezpieczniej ulokować uczucia w jakiejś czerwononogiej bocianicy niż tracić emocje na egzotykę typu czapla siwa?
Pięknie piszesz Enzusiu,aż się wzruszylam.Jak dobrze,że potrafisz się dogadać z każdym mieszkańcem Adlikonu,czekam na dalsze opowieści i serdecznie Cię pozdrawiam
OdpowiedzUsuńniestety nie wszystkie zwierzeta chca sie zwierzac, niektore cos tam burkna i sie zajmuja swoimi sprawami. ale ja jestem taki ciekawski, ze czasem probuje az do skutku;-))
OdpowiedzUsuń