Dzisiaj była naprawdę ładna pogoda, przez chmury przedarło się słońce i byłem pewien, że popołudniowy spacer będzie udany. Tuż przed wejściem na pola spotkałem leonbergera, potężne bydle. Od razu go obszczekałem, bo czemu w sumie nie? Niech nie myśli, że mam jakiś respekt tylko dlatego, że jest taki duży. Cóż, leonberger bardzo mi pyskował. To ja jemu też odpyskowałem. Być może gdybyśmy nie byli na smyczach nasze wypowiedzi byłyby bardziej stonowane?;-). Potem wbiegłem na pola i od razu przeszedłem do konsumpcji trawy.
Następnie rajd w stronę strumyka, trochę jak dzikus wyglądam tak pędząc:
I już w wodzie, jak miło..
cała enzowość zanurzona, bardzo przyjemne uczucie.
By osuszyć nieco futro trzeba szybko pobiegać, przed siebie, w kółko, do Pani, do strumyka, góra-dół, przy okazji trawy skubnąć, jakieś stare łodygi kukurydzy porozrywać, ot takie psie zabawy.
Można też na chwilę przystanąć i spojrzeć w obiektyw, czemu nie;-)
Albo zadumać się nad brzegiem strumyka, ale nie rozważać żadnych trudnych spraw, ot pomyśleć co dalej - skoczyć na drugą stronę(coś tam za nęcący zapach wyczułem), pobawić się łodyga kukurydzy,
a może znów do wody? Co Pani na to powie?
Zero protestów, to miłe;-)
Cieszę się bardzo z tego, że tyle atrakcji mam pod nosem, niezależnie w którą stronę pójdę, to zawsze jest coś interesującego. Ten zakątek ze strumykiem jest bardzo atrakcyjny, bo i łąka, pola, woda. Inne psy też tam spacerują więc i sporo różnych śladów do wąchania. I oczywiście znaczę ten teren zaraz jako swój. Niech sobie leonberger nie wyobraża że tu rządzi bo jest największy z psów w okolicy;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
napływ spamu spowodował, że została włączona moderacja, prosze o wyrozumiałość