31.05.2009

31.05

Babcia nigdy nie chciała mieć psa. Ale dwukrotnie po przyjeździe z sanatorium zastała w domu nowego mieszkańca:-)
Za pierwszym razem była to Najka, psica z bardzo niedobrymi nawykami. Ucieczki, wyżeranie, niszczenie co tylko wpadło jej do pyska, sikanie w domu pomimo długich wyjść - to pierwsze z nią skojarzenia.
Najka była mała, z dość długim włosem, bardzo skoczna i szybka. Po schodach zbiegała jak błyskawica, na stół wskakiwała w sekundzie i bez wysiłku, do spiżarni wciskała się przez naprawdę lekko uchylone drzwi.
Babcia opiera się kolanami na ryczce, na balkonie. Jest zajęta obserwowaniem otoczenia, w tym czasie Najka zżera cały obcas ulubionych babcinych butów.. Robi to tak cicho, że Babcia nawet nie domyśla się, że trwa akcja niszczycielska. Nie muszę dodawać, że buty były w tym czasie na Babci nogach?:-)
Gdy domownicy szli spać to w kuchni nic, absolutnie nic nie mogło zostać na kredensie i stołach. I nie tylko jedzenie mam na myśli. Kiedyś rano Pani odkryła, że książka z szkolnej biblioteki jest porozrywana i jej kartki leżą porozrzucane po całej kuchni, a wtedy nie było tak łatwo odkupić "Dzieci z Bullerbyn".
Gdy już posprzątano jedzenie i papierowe rzeczy na stoły zakładano krzesła, aby na wszelki wypadek uniemożliwć Najce swobodne poruszanie sie po stołach.
Babcia jednak pozostawiła na stole swoją torebkę. Wciśniętą w kąt i ponoć nic ważnego w niej nie było. Tak chyba Babci się wydawało.
Rano afera: w torebce była czekolada gorzka, taka gruba. Trudno dostępna. I miała być upominkiem, rano Babcia wybierała się do swojej siostry, do Warszawy..
1/3 czekolady została pogryziona, papier i sreberko zdarte, reszta w stanie idealnym. Chyba czekolada dla Najki okazała się być za gruba...
Nie było innej możliwości jak odciąć naruszoną część:-), reszta pojechała do stolicy.
Najka jak już kiedyś pisałem ostatecznie resztę swojego psiego zycia spędziła z panią Urszulą, koleżanką Babci.
Maksym też się pojawił podczas pobytu Babci w sanatorium. Pani ze swoją siostrą i koleżanką z podwórka stały na ulicy trzymając na smyczy Maksyma.
Mama i Ciocia przyglądały się akcji z okna.. bo po Najce Babcia zdecydowanie nie chciała w domu innego psa..
W końcu całusy na powitanie i Babcia mówi:Kasiu, Asiu dajcie Izie pieska i chodźmy już do domu.
Babciu, ale to jest NASZ piesek!
Hmm:-)))
Maksym był rodziną Pani wiele lat, aż do swojego końca. I Babcia z czasem coraz bardziej Maksyma kochała jak żadnego innego psa wcześniej i później też.
Przed innymi domownikami nie okazywała swojego przywiązania do niego, traktowała go niby z dystansem, ale gdy nikt nie widział to głaskała i mówiła mu miłe słowa, a i jakiś smakołyk mu się trafił..
To był pies który sprawiał wiele radości domownikom, jego jedyna wada było to, że nie chciał za bardzo jeść, poza tym był niekłopotliwy i zawsze uśmiechnięty.
Gdy odszedł wszyscy płakali.
Już ani Struś, ani Junior dla Babci tyle nie znaczyli. Można nawet powiedzieć, że Babcia miała do niech jakiś taki dystans, a szczególnie z Juniorem ciężko było się dogadać.
Ich uroda była niezaprzeczalna, tylko reszta była powiedzmy dość skomplikowana.
Jak kiedyś już pisałem poznałem i ja Babcię, dwa razy Ją odwiedziłem w Chorzowie. Byłem wtedy takim już wyrośniętym szczeniakiem i jeszcze nie byłem zbyt cierpliwy. Nie potrafiłem usiąść spokojnie przy łóżku, tylko latałem po mieszkaniu. Babcia znała mnie już ze zdjęć, Pani wysyłała do Danki w mailach na bieżąco.
Dziś urodziny Babci, gdziekolwiek jest-bo przecież gdzieś jest-ściskam Ją delikatnie swoimi łapami.
Nie napiszę które by to były urodziny, bo Pani mówi, że Babcia zawsze obchodziła 50-te:-)

1 komentarz:

napływ spamu spowodował, że została włączona moderacja, prosze o wyrozumiałość

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...