A tutaj całkiem inny dzień, za to okolica ta sama, tyle, że dzień słoneczny i po zamieci zostało wspomnienie.
Nasza górska wioska, najwyższy budynek to stacja wyciągu.
W tym dniu Pan wcześniej wyszedł i poszedł szlakiem wyznaczonym dla posiadaczy rakiet śnieżnych. Ja z Panią poszedłem znanym już szlakiem w taki sposób, że mieliśmy się spotkać po drodze.
Jak widać pogoda była idealna, a wszystko wokół wyglądało jak obrazki z pocztówek.
To ślady rakiet śnieżnych, jak widać Pan sam tamtędy szedł, czasem na tzw orient, bo nie było widać znaków.
Ja z Panią szedłem sobie spokojnie gdy na horyzoncie (dość daleko) pojawiła się jakaś postać.
Stanąłem zaciekawiony i czekałem na rozwój wydarzeń, czyli aż ten ktoś pojawi się bliżej. Pani jednak mnie trochę podpuściła: Enzo, nie jest to czasem twój Pan.. ?
No tak! Przecież to mogła być prawda! Od razu poczułem nowy przypływ energii. Znacznie przyspieszyłem, a tu tyle zakrętów przed nami, w dodatku Pani szła zdecydowanie za wolno!
Sylwetka się przybliżyła i postanowilem pobiec skrótem;-)
Oj nie było to wcale takie łatwe jak w pierwszej chwili myślałem. Zakopałem się prawie cały w śniegu, potem musiałem wykonać milion kangurzych skoków, ale się udało i dobiegłem w całkiem dobrym tempie do Pana.
Od razu niestety uraziłem się tymi rakietami, bo nie widziałem ich w tym sniegu, na szczęście było to małe draśnięcie w fafle. Parę kropli krwi w śnieg i tyle. Za pół godziny już nie pamiętałem o tym zdarzeniu.
Fascynowało mnie to, że Pan w tych rakietach tak może chodzić w miejscach gdzie jest całkiem spora warstwa śniegu. I nie zapadał się. Ja jak szedłem jego śladem to też się (aż tak) nie zapadałem.
Potem wróciłem z Panią do domu, im bliżej byliśmy tym bardziej czułem, że chętnie bym podrzemał. Położyłem się na chwilę przed kominkiem. I cóż, z tej chwili zrobił się konkretny czas, po prostu zasnąłem w parę sekund i ponoć spałem mocno, a i pochrapywałem donośnie. Podświadomie przyjąłem do wiadomości, że i Pan wrócił. Potem nawet zmieniałem miejsce snu, ale nie za często, bo po tym spacerze, to jakoś wyjątkowo odczuwałem istnienie różnych mięśni w miejscach w których bym się tego wcale nie spodziewał;-)
wszystko widać... czarno na białym :)) Zł.
OdpowiedzUsuń