21.06.2012

szwajcarski weekend

W miniony weekend mój Pan brał udział w w wyścigu kolarskim Saentis-Classic. Wyścig odbywał się w Szwajcarii, start w małej miejscowści Weinfelden. Jak tylko się dowiedziałem o wyścigu, to od razu zgłosiłem że też chętnie bym się wybrał w okolice jeziora Bodeńskiego. Ha, tyle że ostatecznie wspomniane jezioro to widziałem zza samochodowej szyby gdy wracaliśmy już do domu;-)))
Za to pooglądałem sobie inne miejsca.
Wpierw Zurych, hmmm.. w zasadzie obrzeża tego miasta. To było moje wielkie rozczarowanie!
Tyle replika się zachwycała tym miastem, że bardzo byłem ciekaw jak tam jest, a tu zdziwienie. Zamiast zwiedzać Altstadt, to siedzę z Panią na jakimś skwerku, a wokół normalne, nowoczesne domy. Skwer nie był zły: mnóstwo drzewek, ławki, oraz coś jakby fontanna - a może raczej nowoczesny zbiornik z wodą. Była to długa, dość szeroka metalowa rynna, po bokach były cieńkie wodne wytryski, ich strumień kierował się do owej rynny. Próbowałem łapać wodę sznupą, ale mnie to łaskotało, więc wlazłem cały w rynnę:-)
Ochlapałem się, a potem leżałem pod stolikiem, tylko tam było trochę cienia. Upał był zaskakujący. W końcu Pan otrzymał co trzeba do wyścigu i ... wyjechaliśmy z Zurychu! No to mnie zaskoczyło, bo co z zwiedzaniem?
Pani mi zaraz przypomniała, że przecież wolę tereny wiejskie a nie miejskie. No tak, to przecież prawda;-)
Dojechaliśmy do miejscowości Regensdorf. Tam czekał na nas nocleg. Przyznam, że nawet mi bardzo się hotelowy pokój podobał. Odpowiednio duży, miałem dużo możliwości do przemieszczania się. Legowisko miałem w przytulnym miejscu i spało mi się doskonale. Personel hotelowy przyjął mnie z uśmiechem, a inni mieszkańcy hotelu mnie misiowali, co było bardzo miłe. Odpoczynek na hotelowej wykładzinie:Polski akcent w miejscowej restauracji połączonej z pubem:
Dzień przed wyścigiem Pan odebrał jeszcze paczkę, każdy ze startujących dostał taki oto zestaw:
Ja oczywiście asystowałem przy otwieraniu tej paczki, wiadomo, ciekawska natura. Nawet moja łapa sie na to zdjęcie załapała;-). W paczce były rzeczy od sponsorów, wszystko przydatne: a to krem przeciw nadmiernej opaleniznie, woda, butelka na wodę, muesli, batoniki dodające energii, płyn do kąpieli, koszulka, mapa itd itd.
Nadszedł dzień wyścigu, trzeba było pojechac do Weinfelden.
W końcu jesteśmy na parkingu obok miejsca startu. Wokół sami kolarze i ich rowery. Pan odjeżdża, a ja nie wiem czy warto zwinąć się w kłębek czy już być psem oczekującym?
Okazuje się, że moge drzemać ile chce. Trasa to 130 km, więc muszę wykazać się cierpliwością..
http://www.saentis-classic.ch/weinfelden/classictour.htm

Po drzemce Pani zabrała mnie do centrum Weinfelden. Małe miasteczko, przyjemne dla oka. Tyle, że upał nie pozwalał mi się cieszyć z tego spaceru.
W drodze powrotnej na parking odkrywam wspaniały pas zieleni, trawa smakuje tam jak wyśmienicie. Nie potrafię się od niej oderwać i nawet muszę sam to przed sobą przyznać: obżerałem się jak prosiak.
Zero kultury, łapczywie rwałem trawę, pomlaskiwałem, nic wokół nie istniało. W końcu szwajcarskie krowy nie mogą się mylić, prawda?
Przy tej łaczce była mała, górska rzeka. Tam schłodziłem łapy i brzuch i mogliśmy wracać na parking. Po drodze jeszcze zauważyłem ładny samochód. Stary, ale wyglądał elegancko:
A niedaleko stał inny, którego właściciel NA PEWNO był przekonany, że to właśnie on ma eleganckie auto(po kliknięciu na zdjęcie napis będzie doskonale widoczny):
Trochę potem leżę na trawie, ale jakieś wściekłe mrówki atakują. Nie da się wytrzymać.
Idziemy na metę, pierwsi kolarze zaczynają się pojawiać. Staram się rozpoznać po zapachu czy Pan się nie zbliża. Cóż, wszyscy pachna podobnie;-), w dużym uproszczeniu rzecz jasna - dominująca nuta, to zapach zmęczenia i wysiłku.
Pani znajduje doskonałe miejsce do obserwacji, jest w cieniu. Nawet jestem zadowolony, dopóki nie rozpoczynają się oklaski, komentarze przez mikrofon, czyli mówiąc wprost, coś mi za głośno się zrobiło. Albo i ja jestem zmęczony??
Zmęczenie (na chwilę) mija gdy pojawia się Pan!! Wszystko dobrze poszło i nawet jest Pan szybciej niż mówił, że będzie! Z radości wylizuję z soli kolana jakiegoś przypadkowego kolarza.. noo co teraz.. otóż nic - kolarz się cieszy i żartuje.
Teraz tylko rower spakować i można wracać do domu. I ta część wycieczki była dla mnie najnudniejsza. Szkoda, że nie mogłem się teleportować od razu na moje legowisko;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

napływ spamu spowodował, że została włączona moderacja, prosze o wyrozumiałość

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...