22.08.2013

weekend w mieście

Cały miniony weekend spędziłem we Frankfurcie.
Oczywiście spakowany mój plecak sugerował, że jest jakiś wyjazd, ale przez te pierwsze minuty jazdy autem miałem podejrzenie, że jedziemy do kliniki. Spięło mnie to, a przecież nie boję się lekarza.
Czasem sam siebie nie jestem w stanie zrozumieć do końca.
Potem cała drogę spałem i dopiero chwilę przed naszą ulicą się obudziłem. Naprawdę z wielką radością wbiegłem do znanego mi parku. I potem za każdym razem czułem się zadowolony z tego, że tam sobie mogłem spacerować.
I to wcale nie chodzi o to, że wolę park od tutejszych łąk i pól. To coś innego, to po prostu to uczucie jakie się ma gdy wbiega się na znany teren. Każdy kąt obwąchany, obsikany  zaznaczony, wszystko w pewnym sensie przewidywalne. Tak samo przecież się czułem jak po przeprowadzce do Frankfurtu pojechałem do Kolonii. Co mi tam sprawiło najwięcej radości? Moja stara łąka, kojarząca mi się z szczenięcym czasem i psimi zabawami. Lubię nowe miejsca, ale co za szczęście trafić na teren który się już ma obeznany, gdzie można się czuć jego  panem współwłaścicielem!
Mina po odkryciu, że kanapa zniknęła.
Radość mijała mi w domu - nie było kanapy! Musiałem spać na moim turystycznym legowisku..
Ogólnie to pusto było, no jak to po wyprowadzce, tylko, że myślałem, że kanapa to jest wieczna i będzie zawsze. Cóż za zdziwienie.
Już chyba z 3 miesiące nie byłem w mieście, więc trochę  na nowo odkrywałem różne dźwięki. Muszę też przyznać, że brakowało mi koguta. Nie odezwał się ani o piątej rano, ani po ósmej. Podświadomie czekałem na jego zachrypnięte kukuryku..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

napływ spamu spowodował, że została włączona moderacja, prosze o wyrozumiałość

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...