- Gruetzi Szarotko! Co tak dumasz?
- Gruetzi Enzo, nie dumam tylko drzemię sobie.. to znaczy drzemałam.
- Oj wydawało mi się, że jednak masz oczy otwarte, pardon, że przerwałem drzemkę..
- My konie, potrafimy spać na stojąco, nawet na trzech nogach, a oczy wtedy mamy takie właśnie półprzymknięte. Widać Enzo, że mieszczuch z ciebie hihihihi..
- Zauważ że jednak już i tak dużo więcej wiem i rozumiem. Nawet wiem dlaczego kogut się tak wydziera!
- Tak, tak, masz rację, chciałam się tak troszkę podroczyć z tobą. Ty pewnie chcesz zagadać o tę naszą słynną już na cały Adlikon wycieczkę-ucieczkę?
- Jeśli chcesz opowiedzieć to chętnie posłucham:-))))
- Jasne, ale podejdź tu bliżej, niech Śnieżek dalej sobie śpi. Poza tym nie chce by słyszał, że tak wszystko opowiadam, bo znów powie, że klapię jęzorem na lewo i prawo.
Był to dzień jak każdy inny. Wszystko szło zgodnie z rytmem. Pobudka, śniadanie, wyprowadzenie na podwórko, usługi pielęgnacyjne.. właściwie tylko jak jedziemy gdzieś bryczką, to jest inaczej, no i cotygodniowe odkurzanie naszego owłosienia. To jest bardzo przyjemne, taki masaż.. no tak, ale to nie był akurat ani dzień bryczki, ani odkurzania;-).
Nasz opiekun Reto wszystkie czynności wykonywał sumiennie i z zaangażowaniem. Ale wiadomo - pomyłki zdarzają się każdemu!
Późnym popołudniem Reto przyszedł by nas już przygotować do przejścia do stajni. Coś go jednak pogoniło do domu i po prostu nie zahaczył furtki jak trzeba. Nasza łąka jest otoczona płotem, a wybieg dodatkowo taśmami. Z łąki jest wejście do boksów z jedzeniem i do stajni, z wybiegu da się dodatkowo wyjść przed dom, czyli już się jest i na ulicy.
My dopiero po długiej chwili zauważyliśmy, że furtka nie jest zahaczona i że da się tak normalnie wyjść. Śnieżek jak to Śnieżek, chciał i nie chciał wykorzystać nadarzającą się okazję. Ja przyznam się, że też miałam sporo strachu! Zawsze na zewnątrz idziemy z Reto i on dba o nasze bezpieczeństwo.
No ale dlaczego by nie wyjść i nie rozejrzeć się, tak po prostu? Dreptaliśmy koło tej furtki i dreptaliśmy, bo jednak jak się nie ma jakiegoś konkretnego celu, to bezsensu wyjść by postać z drugiej strony ogrodzenia. Przecież widzimy co tam jest;-).
I nagle Śnieżek mówi: Biegnijmy zapaskudzić trochę Krowią Górkę!
Genialne! W końcu stoi pusta i w czym krowie placki są gorsze od naszych?
To była sekunda, furtka trącona, otwiera się, a my już galopujemy przez ulicę. Sam widziałeś, że tego dnia był spory korek, to samochody nie pędziły. Mieliśmy więc dużo szczęścia bo bezkolizyjnie przebiegliśmy ulicę (i tak parę razy..aż mi teraz skóra na grzbiecie cierpnie jak o tym pomyślę).
Ale jak wspaniale było poczuć wiatr w grzywie, a nasze ogony falowały i nas to bardzo kręciło!! Tak samo świadomość, że w całej wsi słychać tylko stukot naszych kopyt!
Wpierw biegliśmy obok Groźnych Mastifów, ale stamtąd nie widać było naszego Celu, więc zwrot i galop obok Firmy.. tak to był dobry wybór, ale z tych emocji..
Hmm, zresztą sam pewnie widziałeś, że zanim dobiegliśmy do Krowiej Górki, to upstrzyliśmy pewien parking.. każdy widział, bo z emocji to naprawdę mieliśmy w żołądku rewolucję.
Śnieżek powiedział, że może lepiej wrócić, Reto pewnie się denerwuje.
Ale tak naprawdę to my byliśmy troszkę zdenerwowani. Adrenalina jak się tak galopuje jest duża, wszyscy schodzą z drogi, czuliśmy się tacy niezwyciężeni, silni, wielcy!!
Tylko nie za bardzo wiedzieliśmy co zrobić z tą nagle zdobytą swobodą, niby wszędzie można pobiec, ale co z naszą stajnią, naszą łąką, kto nas nakarmi, wyczesze, co z bryczką?? Bez nas jest bezużyteczna!
Pod domem nikogo, a furtka zatrzasnęła się za nami siłą rozpędu.. łatwo było wyjść, a nie ma jak wejść.
Nerwowo chlipiemy wodę z fontanny (wiem Enzo, że też tam często gasisz pragnienie), znów biegniemy obok Firmy i stoimy przy końcu drogi zastanawiając się co dalej???
Mówię, że musimy jeszcze raz biec w stronę domu - i gdy zawracamy to słyszymy nagle głos Reto! Nic nie krzyczy ale po prostu mówi, tak spokojnie jak zawsze w stajni. Tak bardzo tęskniliśmy za tym opanowanym głosem, od razu zwolniliśmy, nagle poczuliśmy się znów pod opieka, chociaż jeszcze się nie widzieliśmy.
Już dostojnie podeszliśmy do naszego kochanego opiekuna, on nas czule poklepał i po słowach jak po sznurku doszliśmy spokojnie do naszej przytulnej stajni!
Och, zaraz się sama wzruszam jak ten moment mi się przypomina!
Potem z Śnieżkiem po cichu przeżywaliśmy naszą małą wyprawę, dopiero następnego dnia trochę o niej podyskutowaliśmy.
Wnioski mamy podobne - konie z nas udomowione:-), potrzebujemy Reto, naszej znanej nam od lat stajni, nasza łąka jest bezpieczna, za furtka jest wiele pokus i ciekawych rzeczy, ale lepiej jak tam jesteśmy z opiekunem..
- Czy ja dobrze słyszę Szarotko, że znów opowiadasz naszą przygodę?
- Tak Śnieżku, gawędzę sobie z labradorem Enzo..
- Koń by się uśmiał kochana, tylko ciebie słychać:DD
Ha, miał tu Śnieżek rację! ale też Szarotka tak interesująco opowiadała, z takimi emocjami, że nie chciałem jej przerywać jakimiś pytaniami..
- Enzo, a ty znasz jakiegoś innego konia?
- Tak Szarotko, znam, wprawdzie nie osobiście, ale jesteśmy internetowymi znajomymi..
- Jak to, jak to..opowiadaj!
I opowiedziałem im historię o Białym Koniu, potem o tym jak został Brylantem i jak mu się
wiedzie teraz w Domu Tymianka
Piękna historia, a najważniejsze w niej jest szczęśliwe zakończenie. Pozdrów Szarotkę ode mnie i od Milki :) Ja nie znam bliżej żadnego konia, widzieliśmy kiedyś z Misiem kilka koni na łące, ale raczej nie byłem skory do zawierania znajomości z takimi olbrzymami...
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla Ciebie, Enzo
To ja, Aron :)
http://tojaron.blogspot.com/
Aron, ja tez wole jednak byc za plotem podczas tych naszych pogawedek;-). Ta wielkosc tutejszych zwierzat jednak mnie chwilami przytlacza.. Usciski dla Ciebie i Milki:-))
OdpowiedzUsuń