15.07.2008

deszczowy Luksemburg

piątek
Zbudziliśmy się a za oknem wisiały wielkie, ciemne chmury. Byłem przekonany, że ten dzień spędzimy w domu wylegując się w różnych miejscach:-)
Jednak po porannym spacerze okazało się, że będzie dłuższe wyjście.
Od razu z Kamą postanowiliśmy sobie, że zdrzemniemy się podczas drogi. Tradycyjnie już oparłem łeb na udku Kamy i zapadłem w sen. Chmury coraz ciemniejsze, deszcz raz padał, a raz wręcz lał tak, że nic widać nie było.
Ale jechaliśmy gdzieś nadal:-)
W końcu wjechaliśmy do jakiegoś miasta, w zasadzie państwa też:-)
W Luksemburgu pogoda była taka sama jak podczas drogi. Ale.. gdy wyszliśmy z parkingu deszcz robił się coraz słabszy i przestało padać!

Prawie od razu znaleźliśmy się na ładnym placyku, pod jakimś Bardzo Ważnym budynkiem - tak myślę, bo zobaczcie jak ten budynek był pilnowany!
Ten młody żołnierz stał tam nieruchomo, nawet miny nie zmieniał.. nic nie przeszkadzało mu to, że turyści robią mu zdjęcia, bądź robią jakieś śmieszne figury przed nim. Stał jak posąg.
A budkę miał po to, aby wejść do niej w czasie deszczu.

Przeszliśmy powoli i dostojnie uliczkami Luksemburga, mijaliśmy wiele ładnych domów.
Doszliśmy do takiego jakby tarasu z którego był taki własnie widok:
Potem z powrotem do centrum miasta, spacer po deptaku. A tam program artystyczny.
Rosyjski, wojskowy chór. Bardzo ładnie śpiewali tylko nie wiemy czy dorabiali sobie tak przy okazji, czy też w tym celu przyjechali do miasta.
Sklep z roślinami, Iza podziwia lawendę, my z Kamą obserwujemy zaś coś całkiem innego:-)

nie wiem czy spacer gdy pada deszcz to coś co lubię najbardziej..
gdy zaczęło kropić schroniliśmy się w pizzerii, gdzie jedni jedli jakieś pyszności, a inni leżeli pod stołem udając, że nie mają apetytu
bardzo ładny sklep, przynajmniej od tej strony, do środka niestety nie wszedłem.
Grzesiek za to wszedł i jakieś zakupy tam zrobił tyle, że ludzkie a nie psie.
Widocznie psich smakołyków tam nie sprzedwano.
Ale ślina i tak mi pociekła:-)))))
Wycieczka mi sie podobała, był czas na sen i czas na chodzenie. Widziałem wiele różnych psów, czasem reagowałem wydając z siebie groźny szczek. Nie chciałem, ale sytuacja mnie do tego zmuszała.
Wiele osób się na mnie i Kamę gapiło, a my wtedy oddawaliśmy im tym samym:-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

napływ spamu spowodował, że została włączona moderacja, prosze o wyrozumiałość